"Myślę, że miłość jest zawsze skomplikowana. Że komplikacje są
nieodłączną częścią każdej miłości."
Do mojej
świadomości wkrada się tępy ból głowy. Powoli podnoszę jedną powiekę, ale
szybko ją zamykam, gdy razi mnie ostre światło jarzeniówki. Niepewnie
przykładam dłoń do skroni w nadziei, że pomoże. Czuję się obolała, ale bywało
gorzej.
– Hermiona,
słyszysz mnie? – To Draco.
– Tak. Co
się stało? – pytam, kiedy w końcu udaje mi się go zobaczyć.
– Spadłaś ze
schodów. Nie pamiętasz?
– Nie. – Do
sali wchodzi ktoś jeszcze.
– Panno
Granger, mam wyniki. – Black to młody, wysoki rezydent z burzą rudych włosów i
zielonym spojrzeniem.
– Malfoy
chce mi się pić. Mógłbyś? – chcę się go pozbyć i chyba to pojmuje, bo kiwa
głową, a następnie nas opuszcza. Siadam i kiedy nic się nie dzieje, wstaję,
przeciągając się przy tym.
– Powinna pani
leżeć. W wynikach niby jest okej, ale...
– Ale co? –
przerywam niegrzecznie. – Nie ma żadnego „ale”, czuję się dobrze. Koniec
tematu. Wracam do pracy – mówię, kierując się w stronę drzwi. Nagle czuję, jak
ktoś łapie mnie za łokieć.
– Dotknij
mnie jeszcze raz, a oskarżę cię o molestowanie – warczę, wyrywając się.
– Jest pani
w ciąży. – Słyszę i zamieram w pół kroku. Jest
pani w ciąży – te słowa odbijają się echem w mojej głowie. Serce
przyśpiesza gwałtownie, rosnąca panika zalewa moje ciało.
– Wyniki.
Pokaż wyniki. – Głos podskoczył mi o oktawę. Pośpiesznie przeglądam papiery, aż
trafiam na odpowiednią rubrykę. Test ciążowy, wynik: POZYTYWNY. Oddycham
ciężko, próbując się uspokoić.
– Ktoś
jeszcze wie? – warczę.
– Nie.
– I tak ma
zostać. Jeśli powiesz komukolwiek, to przyrzekam, że twoja kariera będzie
skończona. – Syczę, patrząc na niego groźnie. Widzę, jak blednie, a jego
źrenice rozszerzają się z przerażenia. Wychodzę, trzaskając drzwiami. Spoglądam
na zegarek, dyżur mam już za sobą. To dobrze, to bardzo dobrze, mogę iść do
domu. Czym prędzej udaję się do pokoju magomedyków, aby się przebrać.
Wchodzę do
mojego mieszkania i dla odmiany czuję gniew. Idę do kuchni napić się wody.
Jestem w ciąży.Z facetem, którego nienawidzę.
Jestem w ciąży.
Z facetem, który nie chce mnie znać.
Jestem w ciąży.
Z facetem, który nigdy się o tym nie dowie.
Rzucam
szklanką w ścianę naprzeciwko. Słyszę odgłos tuczącego się szkła, obserwuję, jak
rozpryskuje się na wszystkie strony. Czuję pierwsze łzy na policzkach, ale
poprawia mi się. Biorę z szafy kolejną szklankę i ona także kończy w częściach.
Chce mi się krzyczeć z wściekłości. Jak mogłam być tak głupia, taka naiwna.
Czerwona mgiełka formuje się na powierzchni mojego oka. Tłukę kolejne rzeczy.
On się mną zabawił! Potraktował jak szmatę! A ja będę mieć z nim dziecko. Nasz
związek był tak przewidywalny, tak dziecinny. A może to ja byłam dziecinna... Jak
mogłam uwierzyć w choć jedno jego słowo? W roztargnieniu zauważam, że się
skaleczyłam, więc ruszam do łazienki po zgliszczach mojej zastawy stołowej.
Opłukuję dłoń z krwi i zawijam w bandaż. Osuwam się na podłogę i już po chwili
leżę na niej, cicho szlochając. Chłód kafelek ostudza moje emocje, przynosi
ulgę, ale i wspomnienia. Potrafił tak ładnie mówić, brzmiał tak szczerze, że mu
uwierzyłam. Pozwoliłam żeby mi wmówił swoje uczucia. Nie można być tak podłym.
Nie można kochać kogoś takiego. Po prostu nie można. Powinno się tego zakazać.
Jak mam zapomnieć te wszystkie momenty? Jak przestać czuć ten ból? Przed oczami
przewija mi się każdy nasz pocałunek, każda noc, rozmowy i cisza. Niczym
niezmącona, obezwładniająca, odprężająca, a jednak pokazująca tak wiele. Z letargu
budzi mnie trzask drzwi.
– Hermiona! –
krzyczy głośno Malfoy, w jego głosie słychać strach. Wyczuwam jego kroki, są
głośne i dudniące, ponieważ wciąż przytulam się do podłoża w łazience.
– Merlinie!
Co ci się stało? – pyta po przekroczeniu progu.
– Nie masz
własnego domu? – odpowiadam cicho, mając w dupie fakt, że zobaczył mnie w
chwili, kiedy się nad sobą użalam.
– Lubię tu przebywać,
no i stąd mam wszędzie blisko. – Wzrusza ramionami, a następnie kładzie się
koło mnie tak, że nasze twarze dzieli kilkanaście centymetrów. – Co jest?
Możesz mi powiedzieć, przecież wiesz.
– To
skomplikowane. – Pociągam nosem. – I tak cholernie niespodziewane.
– Hej,
będzie dobrze. – Uśmiecha się. Obracam się na plecy i wpatruję w biały sufit.
– Będę mieć
dziecko. – Wciąga gwałtownie powietrze.
– Co? Ale
jak? – wykrzykuje, siadając.
– A jak
myślisz, geniuszu? – warczę, bo aż się prosi.
– Kto jest
ojcem? Wie w ogóle?– doszliśmy do sedna sprawy.
– Nie, nie
wie i się nie dowie – szepczę.
– Jak to
sobie niby wyobrażasz? Musisz mu powiedzieć. – Wpatruje się we mnie chyba ze
złością.
– Nic nie
muszę. To moja sprawa, on i tak nie chce mieć nic wspólnego ze mną. Nie będę
się prosić, ani łapać mężczyznę na potomka – prycham.
– Ale to
odpowiedzialność, która spoczywa na dwóch osobach. Myślisz, że sobie poradzisz?
Jesteś uzdrowicielem, biegasz na każde wezwanie. My nigdy nie mamy wolnego.
Jeszcze się nie nauczyłaś? Co wtedy zrobisz? Poza tym on ma prawo wiedzieć. Tu
nie chodzi tylko o twoją dumę, tylko o coś... więcej. Chcesz całe życie paprać
się w kłamstwie? – wyrzuca z niedowierzaniem. Przenoszę wzrok na niego.
– Wszyscy
kłamią, Draco. Wszyscy, bez wyjątku. Czasem robią to umyślnie, a czasem nie. No
i co w związku z tym? Po prostu są chwile, w których od zgubnej prawdy lepsze
jest porządne kłamstwo.
– Nie
wierzę, że to powiedziałaś! Ty, ze wszystkich ludzi na świecie, to ty
wypowiedziałaś ten stek bzdur! Przecież tak walczyłaś o prawdę, to dlatego
jesteś bohaterką wojenną. Pamiętasz jeszcze, o co toczyła się ta gra? – Jest
zszokowany.
– Tamta gra
się skończyła. Teraz jest inaczej, już nie chodzi tylko o mnie, jest jeszcze
ona lub on, nieważne – znowu szepczę.
– Naprawdę
chcesz być kłamczuchą? – Och, Draco!
– Nie mam
wyjścia. – Zrezygnowana kręcę głową.
– Kto jest
ojcem? – Bije od niego zdecydowanie.
– Nieważne.
– Musze
wiedzieć, jeśli mam ci pomóc. – Ton jego głosu stał się poważny.
– Severus...
Severus Snape jest ojcem. – Skrywam twarz w dłoniach i naprawdę chcę, żeby
ziemia się pode mną rozstąpiła. Nastaje cisza, niezręczna i ciężka. Milczymy
oboje, bo co więcej powiedzieć? Wszystkie karty zostały odkryte. Rozpaczliwie
pragnę, aby ktoś mnie mocno przytulił. Jestem tak bardzo samotna i zagubiona.
Kolejna fala słonych łez pcha mi się do oczu. Mam dwadzieścia pięć lat, leczę
serce, które zostało przepuszczone przez maszynkę do mięsa i będę mieć dziecko.
Przeżyłam już tyle wzlotów i upadków, a gdy stoję przed najważniejszym
egzaminem, czuję, że zawalam. Tego nie uczą w szkole, to nie film, by mieć pewność,
że skończy się happy endem, nawet książki to nie przypomina... Znajduję się w
samym środku kosmicznego żartu i za cholerę nie wiem, jak z niego wyjść.
–
Spotkaliśmy się na sympozjum, ominąłeś akurat ten wykład, bo zabawiałeś się w
hotelowym pokoju z jakąś nowo poznaną laską. Rzuciliśmy kilka kąśliwych uwag,
parę złośliwych spojrzeń i prelekcja się skończyła. Pech chciał, że wracaliśmy
tą samą windą. Panowała tam taka niesamowita atmosfera, elektryczność tańczyła
z magią. Pożądanie mieszało się z nienawiścią. Już wtedy wiedzieliśmy, jak to
się dalej potoczy. Jeden szybki numerek zapoczątkował całą serię. Przez rok
byliśmy parą w tajemnicy przed wszystkimi. Wymykałam się nocami, kiedy spałeś, i
od niego szłam do pracy. Było idealnie, taki układ nam pasował – zero gazet,
plotek, kłótni, wyrzutów. Tylko on i ja... Miesiąc temu zerwał. Nie podał
żadnego konkretnego powodu, po prostu pewnego dnia powiedział „To koniec,
Granger”. – Zamilkłam na chwilę. – Zakochałam się w człowieku o wielu twarzach,
Draco. I to jest mój problem. W kluczowym momencie zapomniałam, z kim tak
naprawę mam do czynienia. Ten mężczyzna przez większą część swojego życia był
szpiegiem, kłamcą doskonałym. Po tym wszystkim nie wiem już nawet, czy bardziej
go kocham, czy nienawidzę.
– Ty to dopiero
jesteś fanką dramaturgii – rzuca lekko blondyn, a ja zaczynam chichotać.
Sekundę później wybucham najszczerszym śmiechem od trzydziestu długich dni.
– Dlaczego
nasza kuchnia wygląda, jakby wybuchła tam bomba?– pyta po chwili.
– Byłam zła,
a to pomagało, poza tym to moja kuchnia – odpowiadam, wzruszając ramionami.
– Zamierzasz
posprzątać?
– Może
jutro. Co się z ciebie taki zwolennik porządku zrobił, Malfoy? – Unoszę brew w
geście zapytania i wiem, że nauczyłam się tego od Severusa.
– Słyszałaś,
że w Hogwarcie ma się odbyć bal? – Zmienia temat.
– Nie –
mówię zgodnie z prawdą.
– Dumbledore
go organizuje na cześć poległych w walce – wyjaśnia.
– Kiedy?
– Za dwa
tygodnie, ma być sporo ludzi – dziennikarze i w ogóle. Wiesz, z kim pójdziesz?–
odpowiada trochę bardziej szczegółowo.
– Dopiero
się dowiedziałam, że takie coś ma być. Niby kiedy miałam się zastanowić, z kim
pójdę? – Przyznaję, to było tyci złośliwe.
– No tak –
przyznaje mi rację. – Idziemy razem? Jak przyjaciele?
– Okej – zgadzam
się i znów zapada cisza.
– Długo
zamierzasz leżeć na tej podłodze? – odzywa się.
– Nie wiem.
A co?
– Jest
strasznie niewygodna – marudzi, a ja znów się śmieję.
– To
przeprowadź się do salonu, a ja w tym czasie wezmę prysznic. – Podnoszę się w
końcu, Draco idzie w moje ślady i kieruje się do wyjścia.
– Hermiona. –
Obracam się w jego stronę. – Nie łam się. Dasz sobie radę. – Puszcza mi oczko i
wychodzi, a ja uśmiecham się. Może faktycznie ma rację.
***
Rano zastaję w kuchni porządek, szklanki i
talerze leżą poukładane w szafkach. Dobra robota, Malfoy. Włączam mugolski
ekspres do kawy, otwieram lodówkę, wyjmuję mleko i wlewam je do miski. Biorę
pojemnik z płatkami stojący na blacie, wsypuję, wyciągam łyżkę, gotowe. Jem
nieśpiesznie, a kiedy kończę, nalewam kawę do kubka i biorę pierwszy łyk.
–
Ogłupiałaś? – Słyszę krzyk koło ucha, więc patrzę wyczekująco na Dracona. – W
twoim stanie nie wolno.
– A może
mnie oświecisz, jak mam wytrzymać cały dzień bez kawy? – pytam wkurzona.
– Nie wiem,
ale od dziś z tym koniec. – Wzrusza ramionami i pije moją kawę.
– Teraz taki
będziesz? Nadopiekuńczy? – Wpatruję się w niego, w duchu mając nadzieję, że
powie nie.
– Tak. Ktoś
musi.
– Ugh!
Wychodzę. – Ruszam do kominka, jednak zatrzymuję się w progu. – Nie mów nikomu,
okej?
– Okej. – Przytakuje,
a ja znikam.
***
Gdy tylko pojawiam się w szpitalu, szukam
wzrokiem Montgomery, niską blondynkę z małym, zadartym nosem i przyjaznym
uśmiechem. Miała dziś to szczęście, że pracuje ze mną.
– Montgomery
– wołałam ją. – Przynieś mi kawę, tylko pilnuj się, żeby Malfoy cię nie
widział. W razie co, blefuj, że twoja. – Posłusznie skina głową i znika za
zakrętem. Uśmiecham się szatańsko. Chcesz się zabawić, Draco? To zaczynamy.
W pokoju
uzdrowicieli zawsze panuje bałagan. Wieże z papierów do wypełnienia zasłaniają
widok, więc tak naprawdę nie wiem nawet, jaki kolor mają tu ściany. Wykończeni
uzdrowiciele drzemią w różnych kątach, zbyt zmęczeni, by przenieść się do
dyżurki. Na krzesłach wiszą rozrzucone fartuchy, stół jest brudny od wielkiej
plamy wylanego atramentu. Normalnie ręce opadają, co za fleje! Jednym prostym
zaklęciem pozbywam się tego syfu i zabieram się do mojego ulubionego zajęcia.
Dokumentacja! Aż skaczę z radości. Wzdycham ciężko nad moim losem. Nikt nas nie
ostrzegał przed papierkową robotą, kiedy decydowaliśmy się na ten zawód.
Siadam, biorę kartkę i długopis. Piszę dane pacjenta, szczegółowo opisuję
zabieg, podaję nazwy eliksirów, jakich używałam, oraz stan po zabiegu. Na
koniec przybijam pieczątkę i składam zamaszysty podpis. Wszystko zajęło mi trochę
ponad godzinę – czas przygotować się do kolejnej operacji, a kawy jak nie było,
tak nie ma. Matko, staję się nerwowa bez kofeiny. Wychodzę na korytarz,
rozglądając się za nieporadną rezydentką. I ja mam uczyć takich debili?
Powierzyłam jej jedno, proste zadanie, a ona zawaliła. Jak niby mam zaufać na
sali komuś takiemu? Odgarniam włosy do tyłu i robię z nich mocno ściśniętego
koka. Musze spotkać się z pacjentem przed zabiegiem, by wytłumaczyć na czym
będzie polegał. Tak na marginesie, przy tym też powinna mi towarzyszyć
Montgomery – i pomyśleć, że zaczynałam czuć do niej nić sympatii.
Pan Fosher
to trzydziestolatek z uroczym uśmiechem i szwankującym sercem. Zamierzam
wszczepić mu dziś bajpas mało inwazyjną metodą wymyśloną przeze mnie. Jego żona
to uprzejma brunetka w szóstym miesiącu ciąży. Cóż za ironia, co nie? Ale
wracając do sedna. Planuję opublikować moje dzieło i chcę się upewnić, czy
wszystko jest tak, jak zakładałam. Wyjaśniam, jak będzie wyglądała operacja,
cierpliwie odpowiadając na pytania, a kiedy kończę, zerkam jeszcze na okrągły
brzuszek kobiety, lekko się rozczulając. Ja też będę taki miała za cztery
miesiące. Po raz pierwszy odczuwam radość i podniecenie tym faktem. Merlinie,
będę mamą! Uśmiecham się szeroko do małżeństwa, wychodząc. W progu widzę, jak
Black biegnie przez korytarz, co jakiś czas szturchając ludzi.
– To nie
boisko, to szpital, tu się nie biega. Mam kazać ci przeczytać zasady
bezpieczeństwa? – ganiam go niczym niegrzecznego pięciolatka.
–Panno
Granger. Montgomery miała wypadek. Poślizgnęła się, a upadając, uderzyła głową
w kant tego biurka, co stoi w recepcji. Ma pękniętą czaszkę i obrzęk mózgu.
Magoneurochirurg Malfoy ją w tej chwili operuje – wyrzuca z siebie na jednym
wydechu.
~~*~~
Cześć i czołem!
Boże, ludzie normalnie nie wierzę, że to skończyłam. Po mału traciłam resztki wiary. Wiecie co jest najdziwniejsze? Jak tylko znalazłam się w szpitalu poszło jak spłatka. Jestem w miarę zadowolona z efektu końcowego, ale wam to oceniać, nie mnie. Obym was nie zawiodła. To co, do przeczytania pierwszego kwietnia. ;)
Pozdrowienia z ostatniego dnia ferii...
Rozpaczająca Cornelia Grey..