sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 11

Ulotna cierpliwość.

"Są chwile... chwile, które w ułamku sekundy zmienią twoje życie na zawsze, i zanim się zorientujesz... jesteś gdzieś indziej."

            Mugolscy psychologowie twierdzą, że samotność jest dziedziczna. Dziedziczymy to, jak bardzo jesteśmy na nią wrażliwi, jak bardzo cierpimy z jej powodu. Może coś w tym jest, chociaż są ludzie, którzy czerpią z niej siłę – jak Severus. To ona ukształtowała jego charakter, ironię i sarkazm – nieodłączną broń, którą zniszczył więcej osób niż różdżką. Samotność jest matką geniuszu, to ona wynalazła leki na choroby tego świata, ale stworzyła też idee, za które giniemy na polu bitwy. Jeśli zapytacie szurniętych Panów Zła, nie powiedzą wam, że są szaleni, podadzą setki argumentów tłumaczących ich czyny, bo naszą największą potrzebą, jako ludzkości, jest bycie dobrym, nie uniknięcie samotności. To skutek naszych idei, geniuszu i pragnień – i jesteśmy gotowi za to wszystko zapłacić. Niewielką cenę – a przynajmniej tak myślimy, czas pokazuje, w jak wielkim jesteśmy błędzie, jednak w większości przypadków jest już za późno. Dlatego koniec końców spora część społeczeństwa wybiera ludzi zamiast geniuszu, ale nie on: Severus Snape, mistrz eliksirów zapisze się na kartach historii jako bohater, który walczył do ostatniej sekundy i poddał się dopiero tuż przed metą. Przez tyle lat żył z samym sobą, że kiedy pojawiłam się ja, jego była uczennica, Gryfonka z krwi i kości, stchórzył. Uciekł, raniąc miłość swojego życia. Sporo czasu zajęło mi dojście do powodów, przez które to zrobił, więc dziś, kiedy znam prawdę, jestem już po prostu niecierpliwa. 
Stoję przed tablicą operacji ubrana w swój zwykły strój do zabiegów i gapię się na nią już dobre piętnaście minut, co normalne na pewno nie jest, i wiem, że wszyscy to zauważyli, ale boją się zwrócić mi uwagę. W ciągu kilku ostatnich dni zyskałam opinię wariatki. Moje zachowanie odbiega od normy i nikt nie wie, z jakiego powodu, nikt poza moimi przyjaciółmi, ale oni z kolei chuchają na mnie i dmuchają, jakby najmniejszy podmuch wiatru miał zmieść mnie z powierzchni ziemi. Może to i prawda, kto to wie? Na pewno nie potrzebuję teraz izolacji, chcę pracy, chcę wielogodzinnej operacji, która zmusi mnie do niemyślenia o niczym innym jak otwartym pacjencie przede mną. Jeszcze raz przeczesuję wzrokiem białą tablicę rozpisów i podświadomie, gdzieś tam w najodleglejszym kącie mego umysłu znam powód. Szukam jego nazwiska, a w zasadzie modlę się, żeby go tu nie zobaczyć. Mogłabym siedzieć przy nim i pewnie tak byłoby łatwiej, ale ciągle ktoś u niego jest. Rano pani Weasley robi szalik na drutach, spoglądając na niego smutno, później Minerwa, a na wieczór odwiedza go sam Albus Dumbledore – kto by pomyślał, że tak trudno mi będzie się dopchać? 
– Zamurowało cię? – Draco pojawia sie znikąd i macha mi ręką przed oczami
– Na twój widok – odpowiadam odruchowo.
– Czyli słyszałaś pogłoski? – pyta konspiracyjnie, nachylając się w moja stronę.
– Mianowicie? – Unoszę brew.
– Twierdzą, że jestem boski – szepcze, a ja nie mogę się powstrzymać i wybucham gromkim, szczerym śmiechem. Patrzy na mnie oburzony, więc uspokajam się z wysiłkiem i obdarzam go krzywym uśmiechem.
– Wiesz, że podkradanie leków jest karalne? Dobrze ci radzę: ogranicz – kpię z niego w najlepsze.
– Ale masz humorek, ciąża robi swoje? – odwdzięcza mi się, chyba wciąż nie wybaczył mi mojej tajemnicy.
– Niska tolerancja na głupotę. – Nie tracę rezonu. Po tych słowach odchodzę z wysoko uniesioną głową. Już po chwili wychodzę bocznymi drzwiami na klatkę schodową i wspinam się na dach. Drzwi cicho skrzypią, kiedy je uchylam i wślizguję się do mojego azylu. Wiatr plącze kosmyki włosów, które wydostały się z koka, zaciągam się zapachem deszczu. To wyjątkowa chwila, rzadko zdarza się, by nie padało w tym mieście. Spokojnym krokiem podchodzę do barierki i opieram się o nią, mając przed sobą piękny widok na cały Londyn. Mgła, która zazwyczaj otula wszystko w zasięgu, powoli opada, widoczność się poprawia.
„W kominku cicho trzaskał ogień, oświetlając pogrążoną w ciemności komnatę. Zgarbiony mężczyzna siedział przy swoim potężnym, starym biurku, zawzięcie coś czytając. Nagle przekreślił całą pracę jednym szybkim ruchem swym kruczym piórem i zanotował odpowiednią notatkę pod spodem. Pozwolił sobie na ciężkie westchnięcie, zanim zabrał się za kolejną rolkę pergaminu. Jego spiętą postawa wyraźnie dawała znać, że jest na krańcu wytrzymałości. Zerknął na zegar wiszący na ścianie, a zaraz potem na pomarańczowe płonienie, licząc, że zmienią swą barwę pod jego spojrzeniem. Kiedy tak się nie stało, wrócił do przerwanej czynności, ale już kilka chwil później rzucił stos prac na blat, mrucząc pod nosem stek przekleństw. Jednym machnięciem różdżki wyczarował sobie filiżankę mocnej, gorzkiej herbaty, niektórzy mogliby stwierdzić, że identycznej jak jej właściciel.
Mężczyzna oczekiwał z coraz większym zniecierpliwieniem jej przybycia. Zawsze się spóźniała, a jego to nieustannie irytowało – lata wlepiania szlabanów wykształciły w nim ten nawyk. Doskonale wiedział, że czas nie należy do niej, ale zwykle dawała znać, zanim szła na salę operacyjną. Ich związek nie był typowy, spotykali się zazwyczaj w nocy, wyrywając kilka godzin bliskości. Nie chcieli się afiszować, to miała być ich cicha, intymna i całkowicie zakazana historia. Dzieliło ich tyle lat, przeszłość, czyny, marzenia i wizje, a mimo to żadne nie umiało powiedzieć „dość”. Czuł jednak gdzieś w kościach, że w końcu będzie musiał to zrobić, ich zażyłość sprowadzała na nią niebezpieczeństwo. Nawet teraz, w tych spokojnych czasach, bez psychopatycznego czarnoksiężnika na karku. Wiedział już, że nie będzie łatwo, pozwolił jej podejść stanowczo za blisko i czy tego chciał, czy nie, będzie tęsknił. Jej ogień zmienił lodowiec, którym był przez tyle czasu, w ocean. Nie umiał podać konkretnego momentu jego zauroczenia. Pociągała go jej inteligencja i styl walki, miał okazję widzieć ją w akcji podczas wielkiej bitwy i jednego był całkowicie pewien. Nawet on, doskonały żołnierz, śmierciożerca, doświadczony czarodziej, miałby problem ją pokonać. Nie twierdził, że by mu się nie udało, co to to nie, ale wiedział, że ona byłaby godnym przeciwnikiem. To byłaby piękna walka, nie wyszliby z niej cało. Kiedy więc wsiadł z nią do tej przeklętej windy, po trzech latach braku kontaktu, pozwolił sobie na chwilę zapomnienia. Zresztą nie protestowała. Podczas trwania ich spotkań, a także z daleka, tak, by nikt go nie nakrył, obserwował ją uważnie. Nie byłą taka jak kiedyś, książkową wiedzę zamieniła w praktyczną, robiła wszystko, by jej pacjenci wyzdrowieli, a zainteresowanych mężczyzn odpychała z klasą, bez ckliwych bajeczek. Stała się przez lata kobietą piękną i niebezpieczną. Nie przyznałby się do tego nawet w trakcie tortur, a może szczególnie wtedy, ale znał ją na wylot. Marszczyła czoło, kiedy starała się rozwikłać zagadkę, zakręcała swe loki na palcu podczas czytania, przygryzała dolną wargę, próbując uspokoić nadciągający wybuch gniewu. Mruczała seksownie z przyjemności, leżąc na kanapie przed kominkiem, z kubkiem magicznego kakao, jak miała zwyczaj je nazywać. Lubił w niej to wszystko z każdym dniem coraz bardziej, choć nigdy jej tego nie powiedział. Płomienie w kominku zasyczały ostrzegawczo, po czym zmieniły swą barwę na szmaragdową, rozległ się potężny huk i jego oczom ukazała się ona. Odrobinę ubrudzona sadzą, zmęczona, ale mimo wszystko urokliwa. Chyba zrobił się sentymentalny na stare lata – albo nigdy nie dopuszczał do głosu swej romantycznej natury, w czasach wojny nie było to rozsądne. Rzuciła niedbale torbę na podłogę, przeszła krok i zdjęła czarne szpilki. Przeciągła się, by rozluźnić spięte mięśnie, i w końcu swą uwagę skupiła na nim. 
Witaj, Severusie – wymruczała i zbliżyła się do niego, a kiedy była blisko, nachyliła się nad biurkiem i pocałowała go w usta. Szybko, słodko, jakby miała robić to codziennie, przez resztę ich życia.
Spóźniłaś się – wypomniał jej, przekrzywiając głowę.
– A to jakaś nowość? – zapytała, kierując się na kanapę i przy okazji zrzucając z siebie sweter.
Pilna operacja, komplikacje, a może zatrzymał cię jakiś kawaler do wzięcia? – Uniósł kpiąco swą brew.
Kawaler, wysoki, postawny, o ciemnych, wręcz czarnych tęczówkach. Trochę starszy, diabelnie inteligentny – wyrecytowała, wtulając się w poduszkę.
Musisz koniecznie nas kiedyś poznać. – Przekradł się za kanapę, na której leżała, i teraz spoglądał na nią z góry. 
Spójrz w lustro, myślę, że macie wiele wspólnego. Dogadacie się – odpowiedziała sennie. Severus na te słowa uśmiechnął się lekko, tak jak pozwalał sobie tylko w jej obecności.
Miałam komplikacje przy bajpasach. Duża dziura, jeszcze więcej krwi – dopowiedziała po chwili. 
– Straszna z ciebie bałaganiara – powiedział, rozglądając się po pomieszczeniu. Machnął raz różdżką i wszystkie jej rzeczy ułożyły się schludnie na półce.
– Ty za to jesteś pedantem, dopełniamy się ­– rzuciła. ­– Muszę wcześnie wstać, żeby iść do domu jeszcze przed dyżurem. Czy możemy porozmawiać jutro? Jestem padnięta. – Severus na te słowa podszedł do niej i wziął delikatnie na ręce, następnie kierując się w stronę sypialni.
Jesteś w domu – wyszeptał w jej włosy, gdy była już na granicy snu i jawy."
Gdy przypominam sobie to zdarzenie, łzy zbierają mi się w oczach. Znak nadchodzącego załamania. Pierwsze gorące krople zabiera ze sobą wiatr. Kręci mi się w głowie, a żołądek skręca mi się z głodu. Muszę odsunąć się od barierki, bo inaczej może to skończyć się źle, bardzo źle. Problem polega na tym, że moje mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa, więc koncentruję się na tyle, ile potrafię, i stawiam krok w tył, puszczam metalową poręcz i siadam, opierając się o ścianę. Chowam twarz w dłoniach. Merlinie, jestem taka żałosna.
– Co ja mam zrobić, tato? – Pytanie opuszcza moje usta, ale odpowiada mi tylko mocniejszy podmuch wiatru. Jestem sama, zostałam sama i nikt nie może zaprzeczyć, wszystkie moje próby życia w normalny sposób spełzły na niczym. Chcę tylko znów poczuć się jak w domu, usłyszeć jego kojący baryton i zobaczyć w jego oczach to, za co gotowa jestem spalić świat. Miłość, o której nigdy nie mówił, a którą zawsze okazywał drobnymi gestami, nic nie znaczącymi dla innych osób, a które dla nas były potwierdzeniem, siłą. Chcę znów to poczuć. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od zwykłego, szybkiego numerku w hotelowym pokoju. No dobra, nie był zwykły. I jak u wariatki przystało, ta myśl sprawia, że chce mi sie śmiać, choć po policzkach wciąż płyną łzy.
„– Profesorze, pan na prawdę jest świetny we wszystkim – odzywam się zaczepnie. – Walczę z zamkiem mojej kwiecistej sukienki.
            – Fakt, że musiałem ci to udowodnić, Granger, świadczy tylko i wyłącznie o twojej inteligencji... lub jej braku. – Staje za mną i wyręcza mnie w momencie, w którym chciałam użyć różdżki. Jego uwagę komentuję cichym śmiechem. 
– Niezmiernie mi ulżyło, że to, co się tu NIE stało, nie zmieniło naszych stosunków – akcentuję słowo „nie”, kiedy przeglądam się w lustrze.
Czyli nie oczekujesz teraz ballad pod oknem i czekoladek na łóżku? Dobry Merlinie, ulżyło mi – kpi ze mnie w najlepsze.
Merlinie, uchowaj – mruczę pod nosem, a głośniej dodaję. – Dzień, w którym Severus Snape zaśpiewa pod moim balkonem, będzie zdecydowanie moim ostatnim. – Trzymam dłoń na klamce, kiedy zatrzymuje mnie jego głos.
To może NIE wydarzyć się jeszcze raz w moich komnatach, w piątek o ósmej wieczorem, Granger. – Nic nie odpowiadam, rzucam mu tylko zalotne spojrzenie i znikam z uśmiechem zwycięzcy na ustach.”
Muszę go zobaczyć. Wstaję, ocieram twarz i wchodzę do budynku. Droga z dachu do niego jest krótka i prosta, znam ją na pamięć, więc już po chwili stoję przy jego łóżku.  Gdziekolwiek by się nie znalazł, zawsze znajdę ścieżkę do niego. Może zaprzeczać, kłamać i kręcić, ale to samotność go takim ukształtowała. Stworzyła człowieka niezłomnego, bohatera, wojownika i czy wszechświat tego chce, czy nie, nasz dzień nadejdzie.
– Dowiem się, czemu wciąż śpisz, choćbym musiała szukać do końca swojego marnego życia. – Bo umiem bez ciebie żyć… ale nie chcę.



***
Cześć!
Ja mówię spóźniłam się, wy nic nowego. Oznajmiam bez bety, wy na to normalka. Linią mojej obrony jest fakt, że z babcią nie wygracie.  Ale przejdźmy do ważniejszych kwestii, mianowicie pytania :" Coś ty zrobiła z Severusem!?" W książce nigdzie nie jest napisane jak zachowuje sie Snape w stosunku do swojej ukochanej. Jego wieczna miłość do Lily, może świadczyć, ze gdzieś tam w głębi duszy był romantykiem. Przynajmniej ja tak to sobie wyobrażam. Dlaczego wspominania? Bo koleżanka zwróciła mi uwagę, że jej go brakuje, mi szczerze powiedziawszy też. Rozdział zostawiam waszej ocenie, wytłumaczyłam wszystko co mogłam. Miłego czytania!

Cornelia Grey! ( wiecznie spóźniona )