sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 14

Co ja tu robię?

"Był mężczyzną, którego kochałam, mężczyzną z którym byłam tak doskonale zsynchronizowana, że trudno było powiedzieć gdzie kończyłam się ja, a gdzie zaczynał się on."


Wchodzę szybkim krokiem do pokoju mojego nieznośnego pacjenta.
– Profesorze Snape, zaczyna mnie pan już mocno wkurzać – warczę, mrużąc oczy i rzucając kartę na stolik. Gdzieś kątem oka rejestruję zdziwioną twarz Lucjusza Malfoya.
– Granger, jakim prawem podnosisz na mnie głos? Nie zapominaj się! – odpyskowuje się.
– Obudził się pan dwa dni temu, dwa – pokazuję tę liczbę na palcach, aby podkreślić moje oburzenie. – A ja zdążyłam przydzielić już panu pięć pielęgniarek! To niedorzeczne, jest pan dorosłym mężczyzną, do cholery, nie możesz wszystkich obrażać i wyzywać! – Widząc, że chce coś powiedzieć, podnoszę dłoń, powstrzymując go. – Jeszcze nie skończyłam. Leżysz na moim oddziale i jesteś moim pacjentem, do moich obowiązków należy wyleczenie cię, a nie wychowywanie. – Gdzieś w połowie przestałam zwracać uwagę na pozory i przeszłam z nim na ty. Kładę ręce na biodrach. – Czy to prawda, że chodziłeś po korytarzu w nocy?
– Co ty sobie myślisz, głupia dziewczyno? – wykrzykuje. Jestem pewna, że dajemy świetne przedstawienie.
– Przeszedł pan trudną operację, wcześniej ledwo przywróciłam akcję serca, później dwa tygodnie leżał pan w śpiączce. Może i rany powierzchowne się zagoiły, ale to nie znaczy, że już można forsować organizm. – Tłumaczenie mu wszystkiego jak dziecku tylko mnie dodatkowo irytuje.
– Jak zresztą słusznie zauważyłaś, jestem dorosły, wiem, co mogę, a czego nie. Wyszedłem z niejednej podobnej sytuacji bez pomocy mądralińskiej panny – syczy na granicy furii.
– Jest pan na moim terenie i gramy według zasad, której ja ustaliłam. Jeśli nie przestanie pan zachowywać się jak dziecko, zlecę bardzo bolesne badania i każę pana przywiązać do łóżka. Mam nadzieje, że się rozumiemy. – Biorę kartę i wychodzę, niczym się nie przejmując.
– Granger! – Aż do końca korytarza ściga mnie jego krzyk. 
~~*~~
– Czy ty słyszałeś to samo co ja? Co za impertynencja! – warczę gniewnie do mojego przyjaciela. 
– Wiesz, ma trochę racji – odpowiada spokojnie Lucjusz, a mnie o mało szlak nie trafia na miejscu.
– Od kiedy to zgadzasz sie z Granger? – oskarżam go.
– Od kiedy uratowała moją żonę. Poza tym, Severusie, wojna skończyła się już dawno. Wszyscy się zmienili, ona także. – Wzrusza nonszalancko ramionami, jakby nie zaprzeczył właśnie wszystkiemu, w co wierzył latami.
– Interesujące – mruczę. – Jesteś kolejną osobą, która się za nią wstawia. Draco o mało się na mnie nie rzucił, kiedy na nią marudziłem. Cóż takiego ma w sobie Hermiona Granger, że wszyscy ją tak kochają? – pytam, unosząc brew. 
– A czy kiedykolwiek było inaczej? Zawsze najlepsza, pilna i przygotowana, poza tym mimo swego nieprzewidywalnego charakterku bywa znośna. Co wyczynia na bloku chyba już słyszałeś? – Lucjusz uśmiecha się krzywo. Istotnie, leżąc tu, chcąc nie chcąc, słyszy się plotki. A o niej mówi się zaskakująco dużo.
– Wirtuoz skalpela – ironicznie wypowiadam te słowa.
– Dokładnie – odpiera prosto Malfoy.
~~*~~
Kończę operację, kiedy zapada zmrok. Mam dziś nocny dyżur i dwie godziny do kolejnego zabiegu. 
– Black, sama zszyję pacjenta. Możesz iść, załatw mi tylko gorącą czekoladę i banana, jeśli byłbyś tak miły – mówię cicho.
– Nie ma sprawy – odpowiada i ulatnia się, choć mam wrażenie, że sam chciałby dokończyć. Cóż, może innym razem, uśmiecham się, zadowolona. Uwielbiam gnębić rezydentów, ich smutne oczy po prostu mnie rozwalają. Szybko uwijam się z pracą i już po dziesięciu minutach wypisuję karty. Żmudna i nudna robota, ale bardzo ważna. 
– Pani napój – na blacie obok mnie zostaje postawiony papierowy kubek, a zaraz przy nim owoc. 
– Dziękuję – skinieniem okazuje swą wdzięczność i podchodzę do jednej z metalowych szafek na kółkach, porozstawianych co kawałek, wzdłuż korytarza. Otwieram jedną z pięciu szuflad i wyciągam zestaw do szycia. Zamierzam ukryć się na dachu, dopóki nie będę zmuszona tu wrócić. Zaopatrzona w niezbędne rzeczy, uciekam przed wszystkimi do mojej oazy spokoju. Schody po raz pierwszy sprawiają mi trudność, kiedy docieram na górę, mam już zadyszkę. Kładę dłoń na bijącym w zawrotnym tempie sercu, jakby to mogło pomóc, po chwili zaciągam się powietrzem Londynu. Ech... te spaliny, chichoczę na tą myśl. Siadam pod murkiem i biorę łyk czekolady. Otwieram zestaw do zszywania ran, a banan zostaje ofiarą, na której będę ćwiczyć szwy. Próbuję się skupić, ale ciężko mi to idzie. Po wyjściu z pokoju Snape’a udałam się do gabinetu ordynatora. Już najwyższy czas, żeby dowiedział się prawdy o ciąży, jest moim pracodawcą, a ja zdaję sobie sprawę, że w pewnym momencie nie będę już w stanie operować. Był jedną z nielicznych osób, która się ucieszyła, uściskał mnie serdecznie i zapewnił, że mogę do niego przyjść, gdybym tylko potrzebowała pomocy. Szczerze powiedziawszy, naśmiałam się sporo na początku, ponieważ Edward był święcie przekonany, iż chcę porzucić pracę. Wygłosił kilkuminutowy wykład o tym, jak to on wszystkiego mnie nauczył, dał wolną rękę, jeśli chodzi o badania i absolutnie nie mogę go zostawić, poza tym gdzie ja spotkam drugiego takiego szefa. Wspomniał też o rozczarowaniu, jakie go spotka, jeśli odejdę. Byłam w takim szoku, że przerwanie mu zajęło mi parę minut. Nie zdawałam sobie sprawy, jak ważna dla niego jestem, jak dziecko, które się wychowuje i z dumą patrzy na jego postępy. Ciekawe, jak to jest? Jak to jest być rodzicem? Co prawda sama przekonam się o tym już za pięć miesięcy, ale czy się sprawdzę? Jeszcze nie tak dawno sama potrzebowałam mamy, teraz nią zostanę. Kiedy stałam się dorosła, pełnoletnia? Wczoraj uczyłam się chodzić, ledwo raczkowałam, dziś życie rzuca mnie na głęboką wodę. Co się stanie, jeśli zawiodę, utonę w oceanie niezałatwionych spraw? Podniosę się, czy zostanę na dnie? Przymykam oczy, lekki wiatr unosi zbłąkany kosmyk, który wydostał się z koka. 
– Tak więc tu skrywa się wielka gwiazda? – przyjemny baryton zaskakuje mnie swoją obecnością i, wbrew sobie, podskakuję.
– Profesorze, co pan tu robi? – pytam zaskoczona.
– Odkrywam tajemnice – odpowiada sarkastycznie.
– Powinien pan leżeć – mówię zrezygnowana.
– Jeszcze nikomu nie udało się mnie do czegoś zmusić, Granger – rzuca wyzywająco. Kręcę zrezygnowana głową na jego ignorancję. Jak nic nabawi się przeziębienia.
– Zróbmy tak, jeśli uda się panu przeleżeć dwa następne dni w łóżku, to wypuszczę pana do domu. Oczywiście wciąż trzeba będzie sprawować nad panem pieczę, ale tym zająć może się już uzdrowiciel Malfoy – unoszę brew zaciekawiona. 
– To podstęp? – Ach... te nawyki szpiega.
– Nie, to układ pomiędzy dwójką dorosłych, odpowiedzialnych osób. Oczywiście do niczego nie zmuszam, jednak szczerze powiedziawszy, chcę się pana pozbyć jak najszybciej. – Nie blefuję, niech znika, bo to, jak na mnie patrzy, jak traktuje, jest gorszę od Cruciatusa. Ta konkretna noc w dzień balu znów staje mi przed oczami i na moment tracę rezon. Staram się dojść do siebie, zanim zauważy, ale wiem, że przegrałam. Wyraz jego twarzy jasno sugeruje, że widział chwilową utratę kontroli. Próbując stwarzać pozory, wyciągam rękę, aby potwierdzić umowę. Nie wiem tylko, czy mogę mu ufać, złamał już tyle obietnic, wszystko, co mówił, okazało się czczym gadaniem. Wspomnieniem tak odległym, że zaczynam obawiać się, że nigdy nie miało miejsca. Boję się, że w końcu zwariowałam, po tym wszystkim, co przeszłam przez te lata, to mogło się tak skończyć. Fantazja poniosła mnie tak bardzo, iż jeden z największych lęków się sprawdzi. Wyląduję na oddziale zamkniętym, dzieląc pokój z Lockhartem, jeśli Severus nie przestanie obracać noża w moim sercu. Podaje mi dłoń z lekkim wahaniem, uścisk ma mocny, stanowczy. Patrzę mu prosto w oczy, tonę w ich głębi i jego dotyk sprawia, że szaleję. Dokładnie wiem, dlaczego tak się dzieje, to więź, która nas łączy, miłość próbująca mu przypomnieć i uśpione pożądanie, przytłumione, czekające w pobliżu. Rozumiem to wszystko, ale on jest tylko zdezorientowany. Puszczam go i obojętnie wzruszam ramionami. Muszę odpowiedzieć na jego niezadane pytanie.
– Moja moc szaleje, jestem w ciąży. Wie pan, hormony – tłumaczę beztrosko. W końcu nic wielkiego się nie stało. Jeśli powtórzę to jeszcze kilka razy, mogę w to uwierzyć. 
– Nie potrafię cię rozgryźć, Granger. – Siada przy mnie, ale nie narusza mojej przestrzeni osobistej.
– Nic dziwnego, nie jestem ciastkiem. – Wciąż zszywam banana, by nie musieć na niego patrzeć.
– Odpowiedz mi na jedno pytanie. Jakim cudem zostałaś magomedykiem? – pyta całkowicie poważnie.
– Wie profesor, niektórzy uważają mnie za inteligentną – próbuję być zabawna, ale widząc jego minę, wzdycham ciężko. – To musiało mieć coś wspólnego z życiem, jakie prowadziłam w szkole. Ciągły stres, kłopoty, adrenalina, uzależniłam się. A na wojnie, której pan nie pamięta, widziałam tyle śmierci, cierpienia, bólu i straty, że musiałam to zrobić. To właśnie stojąc nad ciałem śmierciożercy, który zginął przez moje zaklęcie, podjęłam decyzję. Nie chciałam już więcej ranić, pragnęłam uzdrawiać. Medycyna daje mi wszystko, czego potrzebuję... wolność. – Uśmiecham się delikatnie, a ciepłe uczucie zalewa moją klatkę piersiową.
– Co zrobisz teraz, kiedy jesteś w ciąży? – Zaskakuje mnie.
– Wciąż będę pracować? Wiele matek pracuje i wychowuje dzieci. W ogóle co to za pytanie? – Jestem oburzona.
– Nie jesteś zwykłą matką i nie pracujesz w korporacji. – Czy on próbuje mnie oświecić? Zaczynam się denerwować, ale już rozumiem, o co chodzi.
– Dlaczego nie zapyta pan wprost? – Mój ton zyskuje na hardości. 
– Młody Malfoy jest ojcem? – Trzy słowa, które zamieniają moją złość w rozbawianie. Po chwili nie wytrzymuję i wybucham śmiechem. Tak, tylko on potrafi mnie tak rozśmieszyć. 
– Proszę się nie martwić, myślę, że Draco ma kogoś innego na oku. – Emma ma go już zaklepanego. 
– Kto zatem zdołał usidlić wielką Hermionę Granger? – Ty. Gdybyś tylko wiedział.
– Z całym szacunkiem, ale to nie profesora sprawa – odpowiadam.
– Zazwyczaj wtrącam się w cudze życie, jakbyś zapomniała. Taka już moja powinność, wiedzieć wszystko o wszystkich. – Przymykam oczy.
– Wojna się skończyła, zadanie wykonane – rzucam sarkastycznie.
– Ta praca nigdy się nie kończy.
– Profesorze, zabrzmiało filologicznie. – Atak najlepsza formą obrony, tak powiadają.
– Nie zmieniaj tematu. – Czujnie mi się przygląda. Waham się trochę.
– Ojciec... nie poczuwa się do odpowiedzialności. – To prawda, nawet o tym nie wiesz, przecież nie pamiętasz. 
– Jakim więc cudem zdołał się do ciebie zbliżyć? Dziewczyno, przez lata widziałem, jak Weasley nieudolnie próbował zmienić waszą relację, a ty tego nawet nie zauważyłaś. Co się stało? – Jestem w szoku, jego to naprawdę interesuje. 
– Myślę, że brednie Dumbledore'a mały coś z tym wspólnego. – Uśmiecham się krzywo.
– Zawsze wiedziałem, że to stary wariat gada od rzeczy – marudzi. – Skoro zdarzył się cud i jeszcze się nie zabiliśmy, a wymiana zdać między nami przypomina konwersację, czemu stanowczo zaprzeczę, jeśli komuś powiesz, powiedz mi: córka czy syn? – Owijanie w bawełnę w przypadku Severusa zawsze mnie rozbrajało, tak samo jak teraz, więc odpowiadam, czule głaszcząc brzuch.
– Dziewczynka, dziś byłam na badaniu.
– Merlinie, uchroń, kolejna wszystkowiedząca Granger na lekcji. A myślałem, że koszmar się skończył. – Przerażenie, jakie okazał, sprawia, że daję mu sójkę w bok.
– Niech pan przestanie, Prue nie przeżyje takiego piekła na eliksirach jak ja. Uratowałam profesorowi życie, to do czegoś zobowiązuje. – Unoszę dumnie głowę.
– Prue? – Uch, gafa, choć z drugiej strony jest tatą, ma prawo wiedzieć.
– Prudence – rozwijam, wzruszając ramionami.
– Mówiłaś, że dowiedziałaś się dzisiaj. – Wydaje się zaskoczony.
– Jak każda dziewczyna mam w głowie listę imion dla moich dzieci. Gdyby miałby być syn, nazywałby się Severide. – Emanuje ze mnie zadowolenie.
– Jesteś idiotką, choć to akurat wiedziałem od zawsze. – Kręci głową. Zapada przyjemna cisza, oglądam miliony gwiazd nad moja głową. Znów mam nadzieję. 



~~*~~
Hej.
Ludzkość zapamięta mnie jako tą spóźnioną. Ale dobra, każdy ,ma jakieś wady. Problemem była końcówka, chciałam, ze by ich rozmowa coś wniosła, dlatego zmieniałam ją kilka razy. Bo widzicie skoro już się spóźniam to nie chcę Wam oddać badziewia. Niech rozdział wynagradza przynajmniej w minimalnym stopniu wasze czekanie. Powiem jeszcze tylko Przepraszam i widzimy się za miesiąc. 

Cornelia Grey..