"Był mężczyzną, którego kochałam, mężczyzną z którym byłam tak doskonale zsynchronizowana, że trudno było powiedzieć gdzie kończyłam się ja, a gdzie zaczynał się on."
Wchodzę
szybkim krokiem do pokoju mojego nieznośnego pacjenta.
–
Profesorze Snape, zaczyna mnie pan już mocno wkurzać – warczę, mrużąc oczy
i rzucając kartę na stolik. Gdzieś kątem oka rejestruję zdziwioną twarz
Lucjusza Malfoya.
–
Granger, jakim prawem podnosisz na mnie głos? Nie zapominaj się! – odpyskowuje
się.
–
Obudził się pan dwa dni temu, dwa – pokazuję tę liczbę na palcach, aby
podkreślić moje oburzenie. – A ja zdążyłam przydzielić już panu pięć pielęgniarek!
To niedorzeczne, jest pan dorosłym mężczyzną, do cholery, nie możesz wszystkich
obrażać i wyzywać! – Widząc, że chce coś powiedzieć, podnoszę dłoń,
powstrzymując go. – Jeszcze nie skończyłam. Leżysz na moim oddziale i jesteś
moim pacjentem, do moich obowiązków należy wyleczenie cię, a nie wychowywanie. –
Gdzieś w połowie przestałam zwracać uwagę na pozory i przeszłam z nim
na ty. Kładę ręce na biodrach. – Czy to prawda, że chodziłeś po korytarzu
w nocy?
–
Co ty sobie myślisz, głupia dziewczyno? – wykrzykuje. Jestem pewna, że dajemy
świetne przedstawienie.
–
Przeszedł pan trudną operację, wcześniej ledwo przywróciłam akcję serca,
później dwa tygodnie leżał pan w śpiączce. Może i rany powierzchowne się
zagoiły, ale to nie znaczy, że już można forsować organizm. – Tłumaczenie mu
wszystkiego jak dziecku tylko mnie dodatkowo irytuje.
–
Jak zresztą słusznie zauważyłaś, jestem dorosły, wiem, co mogę, a czego nie.
Wyszedłem z niejednej podobnej sytuacji bez pomocy mądralińskiej panny – syczy
na granicy furii.
–
Jest pan na moim terenie i gramy według zasad, której ja ustaliłam. Jeśli nie
przestanie pan zachowywać się jak dziecko, zlecę bardzo bolesne badania i każę
pana przywiązać do łóżka. Mam nadzieje, że się rozumiemy. – Biorę kartę i
wychodzę, niczym się nie przejmując.
–
Granger! – Aż do końca korytarza ściga mnie jego krzyk.
~~*~~
–
Czy ty słyszałeś to samo co ja? Co za impertynencja! – warczę gniewnie do
mojego przyjaciela.
–
Wiesz, ma trochę racji – odpowiada spokojnie Lucjusz, a mnie o mało szlak nie
trafia na miejscu.
–
Od kiedy to zgadzasz sie z Granger? – oskarżam go.
–
Od kiedy uratowała moją żonę. Poza tym, Severusie, wojna skończyła się już
dawno. Wszyscy się zmienili, ona także. – Wzrusza nonszalancko ramionami, jakby
nie zaprzeczył właśnie wszystkiemu, w co wierzył latami.
–
Interesujące – mruczę. – Jesteś kolejną osobą, która się za nią wstawia. Draco
o mało się na mnie nie rzucił, kiedy na nią marudziłem. Cóż takiego ma w sobie
Hermiona Granger, że wszyscy ją tak kochają? – pytam, unosząc brew.
–
A czy kiedykolwiek było inaczej? Zawsze najlepsza, pilna i przygotowana, poza
tym mimo swego nieprzewidywalnego charakterku bywa znośna. Co wyczynia na bloku
chyba już słyszałeś? – Lucjusz uśmiecha się krzywo. Istotnie, leżąc tu, chcąc
nie chcąc, słyszy się plotki. A o niej mówi się zaskakująco dużo.
–
Wirtuoz skalpela – ironicznie wypowiadam te słowa.
–
Dokładnie – odpiera prosto Malfoy.
~~*~~
Kończę
operację, kiedy zapada zmrok. Mam dziś nocny dyżur i dwie godziny do kolejnego
zabiegu.
–
Black, sama zszyję pacjenta. Możesz iść, załatw mi tylko
gorącą czekoladę i banana, jeśli byłbyś tak miły – mówię cicho.
–
Nie ma sprawy – odpowiada i ulatnia się, choć mam wrażenie, że sam chciałby
dokończyć. Cóż, może innym razem, uśmiecham się,
zadowolona. Uwielbiam gnębić rezydentów, ich smutne oczy po prostu
mnie rozwalają. Szybko uwijam się z pracą i już po dziesięciu minutach wypisuję
karty. Żmudna i nudna robota, ale bardzo ważna.
–
Pani napój – na blacie obok mnie zostaje postawiony papierowy kubek, a zaraz
przy nim owoc.
–
Dziękuję – skinieniem okazuje swą wdzięczność i podchodzę do jednej z
metalowych szafek na kółkach, porozstawianych co kawałek, wzdłuż
korytarza. Otwieram jedną z pięciu szuflad i wyciągam zestaw do szycia.
Zamierzam ukryć się na dachu, dopóki nie będę zmuszona tu wrócić. Zaopatrzona w
niezbędne rzeczy, uciekam przed wszystkimi do mojej oazy spokoju. Schody po raz
pierwszy sprawiają mi trudność, kiedy docieram na górę, mam już
zadyszkę. Kładę dłoń na bijącym w zawrotnym tempie sercu, jakby to
mogło pomóc, po chwili zaciągam się powietrzem Londynu. Ech... te spaliny,
chichoczę na tą myśl. Siadam pod murkiem i biorę łyk czekolady. Otwieram zestaw
do zszywania ran, a banan zostaje ofiarą, na której będę ćwiczyć szwy. Próbuję
się skupić, ale ciężko mi to idzie. Po wyjściu z pokoju Snape’a udałam się do
gabinetu ordynatora. Już najwyższy czas, żeby dowiedział się prawdy o ciąży,
jest moim pracodawcą, a ja zdaję sobie sprawę, że w pewnym momencie nie będę
już w stanie operować. Był jedną z nielicznych osób, która się ucieszyła,
uściskał mnie serdecznie i zapewnił, że mogę do niego przyjść, gdybym tylko potrzebowała
pomocy. Szczerze powiedziawszy, naśmiałam się sporo na początku, ponieważ
Edward był święcie przekonany, iż chcę porzucić pracę. Wygłosił kilkuminutowy
wykład o tym, jak to on wszystkiego mnie nauczył, dał wolną rękę, jeśli chodzi
o badania i absolutnie nie mogę go zostawić, poza tym gdzie ja spotkam drugiego
takiego szefa. Wspomniał też o rozczarowaniu, jakie go spotka, jeśli odejdę.
Byłam w takim szoku, że przerwanie mu zajęło mi parę minut. Nie zdawałam sobie
sprawy, jak ważna dla niego jestem, jak dziecko, które się wychowuje i z dumą
patrzy na jego postępy. Ciekawe, jak to jest? Jak to jest być rodzicem? Co
prawda sama przekonam się o tym już za pięć miesięcy, ale czy się sprawdzę?
Jeszcze nie tak dawno sama potrzebowałam mamy, teraz nią zostanę. Kiedy stałam
się dorosła, pełnoletnia? Wczoraj uczyłam się chodzić, ledwo raczkowałam, dziś
życie rzuca mnie na głęboką wodę. Co się stanie, jeśli zawiodę, utonę w oceanie
niezałatwionych spraw? Podniosę się, czy zostanę na dnie? Przymykam oczy, lekki
wiatr unosi zbłąkany kosmyk, który wydostał się z koka.
–
Tak więc tu skrywa się wielka gwiazda? – przyjemny baryton zaskakuje mnie swoją
obecnością i, wbrew sobie, podskakuję.
–
Profesorze, co pan tu robi? – pytam zaskoczona.
–
Odkrywam tajemnice – odpowiada sarkastycznie.
–
Powinien pan leżeć – mówię zrezygnowana.
–
Jeszcze nikomu nie udało się mnie do czegoś zmusić, Granger – rzuca wyzywająco.
Kręcę zrezygnowana głową na jego ignorancję. Jak nic nabawi się przeziębienia.
–
Zróbmy tak, jeśli uda się panu przeleżeć dwa następne dni w łóżku, to wypuszczę
pana do domu. Oczywiście wciąż trzeba będzie sprawować nad panem pieczę, ale
tym zająć może się już uzdrowiciel Malfoy – unoszę brew zaciekawiona.
– To podstęp? – Ach... te
nawyki szpiega.
– Nie, to układ pomiędzy
dwójką dorosłych, odpowiedzialnych osób. Oczywiście do niczego nie zmuszam,
jednak szczerze powiedziawszy, chcę się pana pozbyć jak najszybciej. – Nie blefuję,
niech znika, bo to, jak na mnie patrzy, jak traktuje, jest gorszę od Cruciatusa.
Ta konkretna noc w dzień balu znów staje mi przed oczami i na moment tracę
rezon. Staram się dojść do siebie, zanim zauważy, ale wiem, że przegrałam.
Wyraz jego twarzy jasno sugeruje, że widział chwilową utratę kontroli. Próbując
stwarzać pozory, wyciągam rękę, aby potwierdzić umowę. Nie wiem tylko, czy mogę
mu ufać, złamał już tyle obietnic, wszystko, co mówił, okazało się czczym gadaniem.
Wspomnieniem tak odległym, że zaczynam obawiać się, że nigdy nie miało miejsca.
Boję się, że w końcu zwariowałam, po tym wszystkim, co przeszłam przez te lata,
to mogło się tak skończyć. Fantazja poniosła mnie tak bardzo, iż jeden z
największych lęków się sprawdzi. Wyląduję na oddziale zamkniętym, dzieląc pokój
z Lockhartem, jeśli Severus nie przestanie obracać noża w moim sercu. Podaje mi
dłoń z lekkim wahaniem, uścisk ma mocny, stanowczy. Patrzę mu prosto w oczy,
tonę w ich głębi i jego dotyk sprawia, że szaleję. Dokładnie wiem, dlaczego tak
się dzieje, to więź, która nas łączy, miłość próbująca mu przypomnieć i uśpione
pożądanie, przytłumione, czekające w pobliżu. Rozumiem to wszystko, ale on jest
tylko zdezorientowany. Puszczam go i obojętnie wzruszam ramionami. Muszę
odpowiedzieć na jego niezadane pytanie.
– Moja moc szaleje, jestem w
ciąży. Wie pan, hormony – tłumaczę beztrosko. W końcu nic wielkiego się nie stało.
Jeśli powtórzę to jeszcze kilka razy, mogę w to uwierzyć.
– Nie potrafię cię rozgryźć,
Granger. – Siada przy mnie, ale nie narusza mojej przestrzeni osobistej.
– Nic dziwnego, nie jestem ciastkiem.
– Wciąż zszywam banana, by nie musieć na niego patrzeć.
– Odpowiedz mi na jedno
pytanie. Jakim cudem zostałaś magomedykiem? – pyta całkowicie poważnie.
– Wie profesor, niektórzy
uważają mnie za inteligentną – próbuję być zabawna, ale widząc jego minę, wzdycham
ciężko. – To musiało mieć coś wspólnego z życiem, jakie prowadziłam w szkole.
Ciągły stres, kłopoty, adrenalina, uzależniłam się. A na wojnie, której pan nie
pamięta, widziałam tyle śmierci, cierpienia, bólu i straty, że musiałam to
zrobić. To właśnie stojąc nad ciałem śmierciożercy, który zginął przez moje
zaklęcie, podjęłam decyzję. Nie chciałam już więcej ranić, pragnęłam uzdrawiać.
Medycyna daje mi wszystko, czego potrzebuję... wolność. – Uśmiecham się
delikatnie, a ciepłe uczucie zalewa moją klatkę piersiową.
– Co zrobisz teraz, kiedy
jesteś w ciąży? – Zaskakuje mnie.
– Wciąż będę pracować? Wiele
matek pracuje i wychowuje dzieci. W ogóle co to za pytanie? – Jestem oburzona.
– Nie jesteś zwykłą matką i
nie pracujesz w korporacji. – Czy on próbuje mnie oświecić? Zaczynam się
denerwować, ale już rozumiem, o co chodzi.
– Dlaczego nie zapyta pan
wprost? – Mój ton zyskuje na hardości.
– Młody Malfoy jest ojcem? – Trzy
słowa, które zamieniają moją złość w rozbawianie. Po chwili nie wytrzymuję i
wybucham śmiechem. Tak, tylko on potrafi mnie tak rozśmieszyć.
– Proszę się nie martwić,
myślę, że Draco ma kogoś innego na oku. – Emma ma go już zaklepanego.
– Kto zatem zdołał usidlić
wielką Hermionę Granger? – Ty. Gdybyś tylko wiedział.
– Z całym szacunkiem, ale to
nie profesora sprawa – odpowiadam.
– Zazwyczaj wtrącam się w
cudze życie, jakbyś zapomniała. Taka już moja powinność, wiedzieć wszystko
o wszystkich. – Przymykam oczy.
– Wojna się skończyła, zadanie
wykonane – rzucam sarkastycznie.
– Ta praca nigdy się nie
kończy.
– Profesorze, zabrzmiało filologicznie.
– Atak najlepsza formą obrony, tak powiadają.
– Nie zmieniaj tematu. – Czujnie
mi się przygląda. Waham się trochę.
– Ojciec... nie poczuwa się do
odpowiedzialności. – To prawda, nawet o tym nie wiesz, przecież nie
pamiętasz.
– Jakim więc cudem zdołał się
do ciebie zbliżyć? Dziewczyno, przez lata widziałem, jak Weasley nieudolnie
próbował zmienić waszą relację, a ty tego nawet nie zauważyłaś. Co się stało? –
Jestem w szoku, jego to naprawdę interesuje.
– Myślę, że brednie Dumbledore'a
mały coś z tym wspólnego. – Uśmiecham się krzywo.
– Zawsze wiedziałem, że to
stary wariat gada od rzeczy – marudzi. – Skoro zdarzył się cud i jeszcze się
nie zabiliśmy, a wymiana zdać między nami przypomina konwersację, czemu stanowczo
zaprzeczę, jeśli komuś powiesz, powiedz mi: córka czy syn? – Owijanie w bawełnę
w przypadku Severusa zawsze mnie rozbrajało, tak samo jak teraz, więc
odpowiadam, czule głaszcząc brzuch.
– Dziewczynka, dziś byłam na
badaniu.
– Merlinie, uchroń, kolejna
wszystkowiedząca Granger na lekcji. A myślałem, że koszmar się skończył. – Przerażenie,
jakie okazał, sprawia, że daję mu sójkę w bok.
– Niech pan przestanie, Prue
nie przeżyje takiego piekła na eliksirach jak ja. Uratowałam profesorowi życie,
to do czegoś zobowiązuje. – Unoszę dumnie głowę.
– Prue? – Uch, gafa, choć z
drugiej strony jest tatą, ma prawo wiedzieć.
– Prudence – rozwijam,
wzruszając ramionami.
– Mówiłaś, że dowiedziałaś się
dzisiaj. – Wydaje się zaskoczony.
– Jak każda dziewczyna mam w
głowie listę imion dla moich dzieci. Gdyby miałby być syn, nazywałby się Severide.
– Emanuje ze mnie zadowolenie.
– Jesteś idiotką, choć to
akurat wiedziałem od zawsze. – Kręci głową. Zapada przyjemna cisza, oglądam
miliony gwiazd nad moja głową. Znów mam nadzieję.
~~*~~
Hej.
Ludzkość zapamięta mnie jako tą spóźnioną. Ale dobra, każdy ,ma jakieś wady. Problemem była końcówka, chciałam, ze by ich rozmowa coś wniosła, dlatego zmieniałam ją kilka razy. Bo widzicie skoro już się spóźniam to nie chcę Wam oddać badziewia. Niech rozdział wynagradza przynajmniej w minimalnym stopniu wasze czekanie. Powiem jeszcze tylko Przepraszam i widzimy się za miesiąc.
Cornelia Grey..
Mam nadzieję że równy. Powodzenia
OdpowiedzUsuńNiemowę doczekać się nowego rozdziału. Pisz dalej. Mam nadzieje że wena nie opuści cię, a będzie i dopisywać. Mam nadzieje że w następnym rozdziale będzie równie dużo Severusa i Hermiony co w tym. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
Ania
Roddział świetny ^^ czekam na kolejny i życzę weny
OdpowiedzUsuńWydaje mi się czy na początku jest cytat z Akademii Wampirów ? Rozdział fenomenalny jak zwykle. Czekam nan next i powodzenia. xD
OdpowiedzUsuńWydaje Ci się prawidłowo.Prawdziwa fanka. :D
UsuńCiekawe czy znajduje się tu więcj fanów Akademii. Tak przy okazji, zainspirowałaś mnie do oglądania Chirurgów. Od pierwszego odcinka pokochałam ten serial.
UsuńNooo, wreszcie! <3
OdpowiedzUsuńFajnie, że przerzuciłaś się całkiem na narrację w czasie teraźniejszym ;) To zawsze dodaje tempa akcji :D
I fajnie, że Sev normalnie rozmawia z Hermioną! Czekam niecierpliwie, aż ich losy z powrotem zejdą się troszkę bliżej :D Twój Sev jest taki książkowy, podoba mi się to ^^ W ogóle przez chwilę myślałam, że jak sobie uścisną dłonie to Sev poprzed dotyk jakoś odzyska pamięć, no ale :<< nie może być idealnie :<
Czekam na następny i nie daj mi znów tak długo czekać! :<
Hej, nominuję cię do LA!
OdpowiedzUsuńWięcej informacji u mnie ;)
http://story-of-life-dorcas-meadowes.blogspot.com/
Super niedawno odkryłam twój blog i jestem oczarowana. Pisz, pisz i weny życzę.
OdpowiedzUsuńPani Malfoy.
Super historia Hermiony i Snape'a. Ciekawa jestem kiedy i jak Snape się dowie ze jest ojcem dziecka. Już widzę jego szok. :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia i weny życzę
Kiedy nowy rozdział już 14 dzień miesiąca
OdpowiedzUsuńBędzie w tym tygodniu. Byłam chora i mam zaległości w szkole, a one są najważniejsze.
UsuńKiedy nowy rozdział już 14 dzień miesiąca
OdpowiedzUsuńWracaj do zdrowia. Powodzenia w szkole i dużo weny życzę 😉
OdpowiedzUsuńWracaj do zdrowia. Powodzenia w szkole i dużo weny życzę 😉
OdpowiedzUsuńCzekamy czekamy, co by nie było 😀
OdpowiedzUsuń