środa, 7 października 2015

Rozdział 10

Obietnice

"Every move you make
Every vow you break
Every smile you fake
every claim you stake
I’ll be watching you "




Przymykam powieki i biorę głęboki wdech. Kilka sekund stania w miejscu sprawiło, że moje mięśnie zdrętwiały, całe moje ciało wpadło w tryb zawieszenia. Do oczu napływają mi łzy, więc mrugam kilkukrotnie. Nie mam teraz czasu na płacz, jest tysiąc innych rzeczy do zrobienia. Spowolnienie, które odczuwałam przez ostatnie minuty, zaczyna znikać. Moje zmysły odbierają wszystko dwa razy wyraźniej za sprawą adrenaliny. Zmuszam się i robię pierwszy krok. Jego serce nie bije, a ja przecież jestem magokardiochirurgiem, do cholery! To moja robota.
– Dwie jednostki epinefryny – wchodzę w końcu do pomieszczenia. Pielęgniarka wykonuje polecenie. – Defibrylator!
– Hermiono, nie wiem, czy to dobry pomysł. Spójrz tylko na niego, możemy spowodować większe szkody – wtrąca Ginny.
– On umiera, jak jeszcze możemy mu zaszkodzić? – pytam z rozbrajającą szczerością i jestem przekonana, że moje oczy są puste. Jestem wyprana z emocji, odnoszę wrażenie, że to się już nigdy nie zmieni. Przykładam sprzęt do poranionego ciała i naciskam. Severus wygina się w łuk pod wpływem elektrowstrząsów. Maszyna wciąż nie rejestruje bicia serca, nienawidzę tego ustrojstwa w tej chwili tak bardzo, że nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, by to opisać.
– To trwa dwadzieścia minut, Hermiono, myślę, że już czas... – Moja przyjaciółka celowo nie kończy zdania.  Nie słucham jej, nie umiem. Mój koszmar nie może okazać się prawdą… W akcie desperacji zaciskam dłoń w pięść, a potem robię zamach i mocno uderzam w klatkę piersiową Severusa. Ciszę w pomieszczeniu przerywa nagle ciche pikanie monitora. Oszołomiona stwierdzam:
– Udało się. Bierzemy go na salę, nie ma na co czekać – mówię, podnosząc ramę łóżka. Przechodzę przez próg, gdy czyjeś ręce łapią mnie i uniemożliwiają dalszą drogę.
– Nie możesz tam iść – słyszę głos Draco.
– Co ty gadasz? Oczywiście, że mogę, a wręcz muszę. – Szarpię się, próbując się wyrwać.
– Widziałem papiery – syczy mi do ucha. – Decydujesz o leczeniu. To ciebie wyznaczył na osobę kontaktową. Ciekawe czemu? – pyta zgryźliwie, a ja truchleję. Znam powód, z tej samej przyczyny to jego powiadomią pierwszego, gdyby coś mi się stało.
– Nikt nie wie i nikt się nie dowie! – warczę w odpowiedzi. Wzmacnia swój uścisk i przyciąga mnie bliżej siebie.
– Każdy uzdrowiciel ma prawo zajrzeć do karty, zapomniałaś? Poza tym stałaś kilka godzin i przeżyłaś silny stres. Jesteś w ciąży, do cholery! – szepcze oburzony.
– Nie ma lepszego magokardiochirurga ode mnie, wiesz to. Każdy inny spartaczy robotę. Nie mogę go stracić, słyszysz? Nie mogę! – Emocje zaczynają brać górę, mój głos lekko się załamuje.
– Będę tam ja, będzie Weasley, sercem zajmie się Black – mówi po namyśle.
– Jest niedoświadczony! – oburzam się.
– Usiądziesz na galerii, poinstruujesz go – wyjaśnia, wymijając mnie i znika za rogiem. Tak po prostu zostawia mnie, wszyscy mnie zostawiają.
Zastanawialiście się kiedyś, czym jest miłość? Przywiązaniem do drugiej osoby? Pożądaniem? Szacunkiem? Czy istnieje dobra odpowiedź? Dlaczego tak często nadużywamy słów „kocham cię”? Dajemy nadzieję, układamy plany, wierzymy w szczęśliwe zakończenie. Mówimy: zasługuję na to, porażka nie jest dla mnie. Walczymy z losem, ale jak wygrać, skoro wróg jest nieobliczalny?
Miłość to ból, cierpienie, rozczarowanie, złość, fascynacja, szacunek, radość, szczęście, wolna wola, pewność siebie. Miłość idealna to nie taka, w której nie ma rys, doskonale jest tylko wtedy, gdy chwil dobrych jest tyle samo co złych, a wy wciąż razem przemierzacie życie. To dlatego stoję, gdzie stoję, i przez wielkie okno obserwuję z góry operację. Nawet z takiej odległości widzę, jak ciężko pracuje jego serce, ile złamanych kości naprawia magoortopeda i jak moja przyjaciółka składa w całość wątrobę. Draco Malfoy próbuje zatamować krwawienie mózgu, a mój najlepszy rezydent nie może znaleźć źródła przecieku krwi. Naciskam przycisk umieszczony w ścianie, zapala się czerwona lampka i już, jestem z nimi na sali.
– Black, powoli. Odsuń się od stołu. – Zszokowany podnosi głowę. – Weź głęboki oddech. Dobrze. Teraz poszerz nacięcie, będziesz więcej widział. Okej. Masz pół minuty, zanim pacjent straci zbyt dużą ilość krwi i umrze. Po prostu to zrób, włóż rękę i szukaj. Dasz radę, wiem, bo to ja cię uczyłam. Dziś, na tę jedną operację, jesteś mną, ja bym nie zepsuła tej roboty, ty też nie możesz. Zostało dwadzieścia sekund – wstrzymuję powietrze. Czuję, jak przerażenie obejmuje moje ciało. Dziesięć sekund. Słyszę tykanie zegara w mojej głowie. Jak bomba tuż przed zdetonowaniem.
– Mam! – krzyczy chłopak, a ja siadam, chowam twarz w dłoniach i wypuszczam powietrze. Udało się, po raz kolejny się udało. Pytanie tylko brzmi, czy Severus się obudzi?
***
Noc. Cicha, mroczna, tajemnicza noc. Noc pełna niewypowiedzianych słów, umarłych nadziei, złamanych obietnic. Noc wypełniona po brzegi prawdziwymi myślami, dobrze skrywanymi przed światem.
Głaszczę się po brzuchu, siedząc przy łóżku Severusa Snape’a. Ma zabandażowaną głowę. Jego zazwyczaj czarne jak smoła włosy dziś mają raczej kolor spranej ciemnej koszulki. Łuk brwiowy ma rozcięty, nawet zdążył powstać strup, pod jego oczami widnieją wory. Na jednym z zapadniętych policzków znajduje się długa szrama. Jego wąskie usta są sine, z daleka wyglądają na zmarznięte. Nachylam się nad nim i całuję delikatnie. Po części chcę znów je poczuć, z drugiej strony ogrzać. Ubrano go w szpitalną koszulę, gdyby się teraz widział, zakląłby szpetnie i wymordował pół oddziału za takie upokorzenie. Wyleczyliśmy mu złamaną nogę, obojczyk i trzy żebra. To wszystko, co mogliśmy zrobić, resztę wyleczy czas, a przynajmniej ja w to wierzę. Sięgam po różdżkę przyczepioną do mojej lewej dłoni, jej czubek przykładam do jego skroni, zjeżdżam w dół, na policzek, szepcząc zaklęcia lecznicze. Kolejnym machnięciem transmutuję jego ubranie w czarną, satynową piżamę. Oceniam swoją pracę.
– Przynajmniej wyglądasz jak ty – komentuję, biorąc jego dłoń w swoją. – Wystraszyłeś mnie, Severusie. Jestem na Ciebie wściekła, złamałeś obietnicę... znowu. Wiesz, jak trudno się odbudowuje moje zaufanie. Teraz leżysz tu, bezbronny, słaby i nawet nie wiem, czy mnie słyszysz. Kocham Cię, Severusie Snape, i może w końcu to docenisz, bo ja zaczynam wątpić, o co gram. Jesteś potężnym czarodziejem, dumnym człowiekiem, szpiegiem idealnym. Kiedy straciłeś czujność? Gdzie była twoja paranoja na punkcie bezpieczeństwa? Co ty sobie w ogóle myślałeś? – Przełykam gorzkie łzy. – Pamiętasz, co powiedziałam w noc balu? Potrafię bez ciebie żyć, ale nie chcę. Nigdy nie chciałam. A ty zmuszasz mnie do tego kolejny raz. Zostawiłeś mnie samą, gdy zaczynałam wierzyć, że się uda. Nie było cię, gdy umarł mój ojciec, chociaż jesteś jedyną osobą, która tak naprawdę wiedziała, ile dla mnie znaczył! Nie było cię, gdy dowiedziałam się o dziecku! – Wstaję z fotela, bariera puszcza i łzy płyną strumieniami po policzkach, warga mi drży. – Wszystko miało być inaczej. Nikt nie mówił, jak popieprzone jest życie, nikt nie ostrzegał. Ale ty wiedziałeś, wiedziałeś w chwili naszego spotkania, ponad rok temu. Wszystko zaplanowałeś, miałam być zabawką, opcjonalnie towarzyszką rozmów, może przyjaciółką, jeśli nie sprawiałabym kłopotów. Zdecydowałeś za mnie w tej cholernej windzie, ale nie doceniłeś mnie. Obudzisz się i, na Merlina, przysięgam, że będę truła ci do końca twoich dni. Nie jestem kobietą na krótko, jestem na całe życie. I nic mnie nie obchodzi, jak wielką egoistką jestem, nie biorąc pod uwagę twego zdania, bo to byłaby hipokryzja z twojej strony. Wychowamy nasze dziecko razem. – Chowam twarz w dłoniach i siadam, opierając łokcie na kolanach. Nie spałam, odkąd dowiedziałam się o śmierci taty i porwaniu Severusa, a kiedy udało mi się wyrwać kilka minut snu, dręczyły mnie koszmary, niewiele jadłam. Czuję się wyczerpana, a ciągły stres nie pomaga, opadam z sił. Kręcę zrezygnowana głową. Kto powiedział, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, że damy radę i że będzie dobrze? 
– Hermiona? – słyszę zdziwiony głos mojej przyjaciółki. Podnoszę szybko głowę i ocieram łzy.
– Chciałam przy nim posiedzieć, pilnować jego stanu – kłamię.
– Dlatego płaczesz? Z tego samego powodu, z którego nie operowałaś? I to przemówienie na spotkaniu Zakonu też było bez ukrytego podtekstu? – Złość lśni w jej oczach.
– Dokładnie – mruczę obojętnym tonem.
– Jestem twoją przyjaciółką. Nie okłamuj mnie – mówi chłodno. Biorę głęboki oddech.
– Sprawdź dane pacjenta, a sama sobie odpowiesz na wszystkie pytania – słyszę szelest kartek, następnie karta Severusa upada na stolik.
–A-ale jak? – jąka się.
– Ponad rok temu spotkaliśmy się przypadkiem na konferencji. Nie wiem jak, jednak zaiskrzyło. Żyliśmy w związku, ukrywaliśmy się – tłumaczę lakonicznie.
– To on jest ojcem dziecka? – pyta, a ja kamienieję. – Urosły ci piersi i jesz wszystko, co masz pod ręką, że nie wspomnę o twoim charakterze. Normalnie jest trudno, ale ostatnio przechodzisz samą siebie. Jestem uzdrowicielem, umiem rozpoznać symptomy. – Wzrusza ramionami, podchodzi do mnie i klęka tuż obok.
– Nie powiem nikomu, jeśli nie chcesz. Ale jestem po twojej stronie, Hermiono, cokolwiek by się stało, jestem z tobą. – Z jej oczu bije szczerość.
– Boję się – szepczę po chwili. 
– Wiem.
– Jeśli umrze... stracę wszystko, co ma dla mnie jakiekolwiek znaczenie. – Przymykam powieki.
– Rozumiem, mam tak samo z Blaisem – mówi prawdę, widzę to.
­– Próbowałam go nienawidzić, naprawdę, z całego serca próbowałam. Wiesz, jak trudno nienawidzić miłości swojego życia? – pytam retorycznie. – Cokolwiek bym nie zrobiła, nie da się. Kiedy już myślałam, że wygrałam... Jedno przelotne spojrzenie i już byłam jego. Nie umiem przetrwać godziny bez myśli o nim, duszę się, gdy nie wiem, co się z nim dziej. Byłam w kilku innych związkach wcześniej, ale żaden nie był tak... intensywny. Na początku to był tylko seks, z czasem doszły rozmowy, długie dyskusje z kieliszkiem wina, przy kominku. Zanim się zorientowałam, zakochałam się jak małolata, wpadłam po same uszy. Rzadko mówiliśmy, co czujemy, było nam tak wygodnie. Ani on nie jest wylewny, ani ja jakość szczególnie nigdy nie lubiłam rozhisteryzowanych panienek z maślanymi oczami. Byliśmy partnerami. – Patrzę na jej spokojną twarz.
– Jeszcze wszystko się ułoży, Hermiono. Zobaczysz, znów będzie się drzeć wniebogłosy na niewinne dzieci. A wy... Przyjdzie w końcu wasz czas. – Podnosi się i mocno mnie przytula. Odwzajemniam uścisk, nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo tego potrzebowałam. Zmuszam się nawet do półuśmiechu i nie mogę powstrzymać westchnienia ulgi wyrywającego się z moich ust. Po raz pierwszy od dawna czuje się dobrze, we właściwym miejscu.
– Kocham go tak bardzo, że aż mnie to przeraża – szepczę w jej ramię. Spogląda na mnie smutnym wzrokiem.
– Widzę – odpowiada również cicho, jakbyśmy wyjaławiały sobie największą tajemnicę na świecie i wychodzi, oglądając się w drzwiach za siebie. Podnoszę dłoń i kładę ją na sercu mężczyzny.
– Severusie – słowa sprawiają mi już ból, zbyt długo nic nie piłam. – Severusie, obudź się...





~~*~~
Cześć!
Ludzie nie wierze, napisałam to. Matko ile to nerwów mnie kosztowało. Czuje się fatalnie, że musieliście tyle czekać, ale jestem wam bardzo wdzięczna. Liczba wyświetleń pokazuje, że zaglądaliście i sprawdzaliście. Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić jak bardzo się ciesze.  Tak jak napisałam w Sowiarnii, zamierzam na koniec opowiadania, które nota bene coraz bliżej, dodam bonu w postaci opisania wydarzeń z nocy balu.  A teraz proszę o komentarze!

Cornelia Grey.. :)