"Every move you make
Every vow you break
Every smile you fake
every claim you stake
I’ll be watching you "
Przymykam
powieki i biorę głęboki wdech. Kilka sekund stania w miejscu sprawiło, że moje
mięśnie zdrętwiały, całe moje ciało wpadło w tryb zawieszenia. Do oczu
napływają mi łzy, więc mrugam kilkukrotnie. Nie mam teraz czasu na płacz, jest
tysiąc innych rzeczy do zrobienia. Spowolnienie, które odczuwałam przez
ostatnie minuty, zaczyna znikać. Moje zmysły odbierają wszystko dwa razy
wyraźniej za sprawą adrenaliny. Zmuszam się i robię pierwszy krok. Jego serce
nie bije, a ja przecież jestem magokardiochirurgiem, do cholery! To moja
robota.
–
Dwie jednostki epinefryny – wchodzę w końcu do pomieszczenia. Pielęgniarka
wykonuje polecenie. – Defibrylator!
–
Hermiono, nie wiem, czy to dobry pomysł. Spójrz tylko na niego, możemy spowodować
większe szkody – wtrąca Ginny.
–
On umiera, jak jeszcze możemy mu zaszkodzić? – pytam z rozbrajającą szczerością
i jestem przekonana, że moje oczy są puste. Jestem wyprana z emocji, odnoszę
wrażenie, że to się już nigdy nie zmieni. Przykładam sprzęt do poranionego
ciała i naciskam. Severus wygina się w łuk pod wpływem elektrowstrząsów. Maszyna
wciąż nie rejestruje bicia serca, nienawidzę tego ustrojstwa w tej chwili tak
bardzo, że nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, by to opisać.
–
To trwa dwadzieścia minut, Hermiono, myślę, że już czas... – Moja przyjaciółka
celowo nie kończy zdania. Nie słucham
jej, nie umiem. Mój koszmar nie może okazać się prawdą… W akcie desperacji
zaciskam dłoń w pięść, a potem robię zamach i mocno uderzam w klatkę piersiową
Severusa. Ciszę w pomieszczeniu przerywa nagle ciche pikanie monitora. Oszołomiona
stwierdzam:
–
Udało się. Bierzemy go na salę, nie ma na co czekać – mówię, podnosząc ramę
łóżka. Przechodzę przez próg, gdy czyjeś ręce łapią mnie i uniemożliwiają
dalszą drogę.
–
Nie możesz tam iść – słyszę głos Draco.
–
Co ty gadasz? Oczywiście, że mogę, a wręcz muszę. – Szarpię się, próbując się
wyrwać.
–
Widziałem papiery – syczy mi do ucha. – Decydujesz o leczeniu. To ciebie
wyznaczył na osobę kontaktową. Ciekawe czemu? – pyta zgryźliwie, a ja truchleję.
Znam powód, z tej samej przyczyny to jego powiadomią pierwszego, gdyby coś mi
się stało.
–
Nikt nie wie i nikt się nie dowie! – warczę w odpowiedzi. Wzmacnia swój uścisk
i przyciąga mnie bliżej siebie.
–
Każdy uzdrowiciel ma prawo zajrzeć do karty, zapomniałaś? Poza tym stałaś kilka
godzin i przeżyłaś silny stres. Jesteś w ciąży, do cholery! – szepcze oburzony.
–
Nie ma lepszego magokardiochirurga ode mnie, wiesz to. Każdy inny spartaczy
robotę. Nie mogę go stracić, słyszysz? Nie mogę! – Emocje zaczynają brać górę,
mój głos lekko się załamuje.
–
Będę tam ja, będzie Weasley, sercem zajmie się Black – mówi po namyśle.
–
Jest niedoświadczony! – oburzam się.
–
Usiądziesz na galerii, poinstruujesz go – wyjaśnia, wymijając mnie i znika za
rogiem. Tak po prostu zostawia mnie, wszyscy mnie zostawiają.
Zastanawialiście
się kiedyś, czym jest miłość? Przywiązaniem do drugiej osoby? Pożądaniem?
Szacunkiem? Czy istnieje dobra odpowiedź? Dlaczego tak często nadużywamy słów „kocham
cię”? Dajemy nadzieję, układamy plany, wierzymy w szczęśliwe zakończenie.
Mówimy: zasługuję na to, porażka nie jest dla mnie. Walczymy z losem, ale jak
wygrać, skoro wróg jest nieobliczalny?
Miłość
to ból, cierpienie, rozczarowanie, złość, fascynacja, szacunek, radość,
szczęście, wolna wola, pewność siebie. Miłość idealna to nie taka, w której nie
ma rys, doskonale jest tylko wtedy, gdy chwil dobrych jest tyle samo co złych,
a wy wciąż razem przemierzacie życie. To dlatego stoję, gdzie stoję, i przez
wielkie okno obserwuję z góry operację. Nawet z takiej odległości widzę, jak
ciężko pracuje jego serce, ile złamanych kości naprawia magoortopeda i jak moja
przyjaciółka składa w całość wątrobę. Draco Malfoy próbuje zatamować krwawienie
mózgu, a mój najlepszy rezydent nie może znaleźć źródła przecieku krwi.
Naciskam przycisk umieszczony w ścianie, zapala się czerwona lampka i już,
jestem z nimi na sali.
–
Black, powoli. Odsuń się od stołu. – Zszokowany podnosi głowę. – Weź głęboki
oddech. Dobrze. Teraz poszerz nacięcie, będziesz więcej widział. Okej. Masz pół
minuty, zanim pacjent straci zbyt dużą ilość krwi i umrze. Po prostu to zrób,
włóż rękę i szukaj. Dasz radę, wiem, bo to ja cię uczyłam. Dziś, na tę jedną
operację, jesteś mną, ja bym nie zepsuła tej roboty, ty też nie możesz. Zostało
dwadzieścia sekund – wstrzymuję powietrze. Czuję, jak przerażenie obejmuje moje
ciało. Dziesięć sekund. Słyszę tykanie zegara w mojej głowie. Jak bomba tuż
przed zdetonowaniem.
–
Mam! – krzyczy chłopak, a ja siadam, chowam twarz w dłoniach i wypuszczam
powietrze. Udało się, po raz kolejny się udało. Pytanie tylko brzmi, czy Severus
się obudzi?
***
Noc.
Cicha, mroczna, tajemnicza noc. Noc pełna niewypowiedzianych słów, umarłych
nadziei, złamanych obietnic. Noc wypełniona po brzegi prawdziwymi myślami,
dobrze skrywanymi przed światem.
Głaszczę
się po brzuchu, siedząc przy łóżku Severusa Snape’a. Ma zabandażowaną głowę.
Jego zazwyczaj czarne jak smoła włosy dziś mają raczej kolor spranej ciemnej koszulki.
Łuk brwiowy ma rozcięty, nawet zdążył powstać strup, pod jego oczami widnieją
wory. Na jednym z zapadniętych policzków znajduje się długa szrama. Jego wąskie
usta są sine, z daleka wyglądają na zmarznięte. Nachylam się nad nim i całuję
delikatnie. Po części chcę znów je poczuć, z drugiej strony ogrzać. Ubrano go w
szpitalną koszulę, gdyby się teraz widział, zakląłby szpetnie i wymordował pół
oddziału za takie upokorzenie. Wyleczyliśmy mu złamaną nogę, obojczyk i trzy
żebra. To wszystko, co mogliśmy zrobić, resztę wyleczy czas, a przynajmniej ja
w to wierzę. Sięgam po różdżkę przyczepioną do mojej lewej dłoni, jej czubek
przykładam do jego skroni, zjeżdżam w dół, na policzek, szepcząc zaklęcia
lecznicze. Kolejnym machnięciem transmutuję jego ubranie w czarną, satynową
piżamę. Oceniam swoją pracę.
–
Przynajmniej wyglądasz jak ty – komentuję, biorąc jego dłoń w swoją. –
Wystraszyłeś mnie, Severusie. Jestem na Ciebie wściekła, złamałeś obietnicę...
znowu. Wiesz, jak trudno się odbudowuje moje zaufanie. Teraz leżysz tu,
bezbronny, słaby i nawet nie wiem, czy mnie słyszysz. Kocham Cię, Severusie
Snape, i może w końcu to docenisz, bo ja zaczynam wątpić, o co gram. Jesteś
potężnym czarodziejem, dumnym człowiekiem, szpiegiem idealnym. Kiedy straciłeś
czujność? Gdzie była twoja paranoja na punkcie bezpieczeństwa? Co ty sobie w
ogóle myślałeś? – Przełykam gorzkie łzy. – Pamiętasz, co powiedziałam w noc
balu? Potrafię bez ciebie żyć, ale nie chcę. Nigdy nie chciałam. A ty zmuszasz
mnie do tego kolejny raz. Zostawiłeś mnie samą, gdy zaczynałam wierzyć, że się
uda. Nie było cię, gdy umarł mój ojciec, chociaż jesteś jedyną osobą, która tak
naprawdę wiedziała, ile dla mnie znaczył! Nie było cię, gdy dowiedziałam się o
dziecku! – Wstaję z fotela, bariera puszcza i łzy płyną strumieniami po
policzkach, warga mi drży. – Wszystko miało być inaczej. Nikt nie mówił, jak
popieprzone jest życie, nikt nie ostrzegał. Ale ty wiedziałeś, wiedziałeś w
chwili naszego spotkania, ponad rok temu. Wszystko zaplanowałeś, miałam być
zabawką, opcjonalnie towarzyszką rozmów, może przyjaciółką, jeśli nie
sprawiałabym kłopotów. Zdecydowałeś za mnie w tej cholernej windzie, ale nie
doceniłeś mnie. Obudzisz się i, na Merlina, przysięgam, że będę truła ci do
końca twoich dni. Nie jestem kobietą na krótko, jestem na całe życie. I nic
mnie nie obchodzi, jak wielką egoistką jestem, nie biorąc pod uwagę twego
zdania, bo to byłaby hipokryzja z twojej strony. Wychowamy nasze dziecko
razem. – Chowam twarz w dłoniach i siadam, opierając łokcie na kolanach.
Nie spałam, odkąd dowiedziałam się o śmierci taty i porwaniu Severusa, a
kiedy udało mi się wyrwać kilka minut snu, dręczyły mnie koszmary, niewiele
jadłam. Czuję się wyczerpana, a ciągły stres nie pomaga, opadam z sił. Kręcę
zrezygnowana głową. Kto powiedział, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście,
że damy radę i że będzie dobrze?
– Hermiona?
– słyszę zdziwiony głos mojej przyjaciółki. Podnoszę szybko głowę i ocieram
łzy.
–
Chciałam przy nim posiedzieć, pilnować jego stanu – kłamię.
–
Dlatego płaczesz? Z tego samego powodu, z którego nie operowałaś? I to
przemówienie na spotkaniu Zakonu też było bez ukrytego podtekstu? – Złość lśni
w jej oczach.
–
Dokładnie – mruczę obojętnym tonem.
–
Jestem twoją przyjaciółką. Nie okłamuj mnie – mówi chłodno. Biorę głęboki
oddech.
–
Sprawdź dane pacjenta, a sama sobie odpowiesz na wszystkie pytania – słyszę
szelest kartek, następnie karta Severusa upada na stolik.
–A-ale
jak? – jąka się.
–
Ponad rok temu spotkaliśmy się przypadkiem na konferencji. Nie wiem jak, jednak
zaiskrzyło. Żyliśmy w związku, ukrywaliśmy się – tłumaczę lakonicznie.
–
To on jest ojcem dziecka? – pyta, a ja kamienieję. – Urosły ci piersi i jesz
wszystko, co masz pod ręką, że nie wspomnę o twoim charakterze. Normalnie jest
trudno, ale ostatnio przechodzisz samą siebie. Jestem uzdrowicielem, umiem
rozpoznać symptomy. – Wzrusza ramionami, podchodzi do mnie i klęka tuż obok.
–
Nie powiem nikomu, jeśli nie chcesz. Ale jestem po twojej stronie, Hermiono,
cokolwiek by się stało, jestem z tobą. – Z jej oczu bije szczerość.
–
Boję się – szepczę po chwili.
–
Wiem.
–
Jeśli umrze... stracę wszystko, co ma dla mnie jakiekolwiek znaczenie. – Przymykam
powieki.
–
Rozumiem, mam tak samo z Blaisem – mówi prawdę, widzę to.
–
Próbowałam go nienawidzić, naprawdę, z całego serca próbowałam. Wiesz, jak
trudno nienawidzić miłości swojego życia? – pytam retorycznie. – Cokolwiek bym
nie zrobiła, nie da się. Kiedy już myślałam, że wygrałam... Jedno przelotne
spojrzenie i już byłam jego. Nie umiem przetrwać godziny bez myśli o nim, duszę
się, gdy nie wiem, co się z nim dziej. Byłam w kilku innych związkach
wcześniej, ale żaden nie był tak... intensywny. Na początku to był tylko seks,
z czasem doszły rozmowy, długie dyskusje z kieliszkiem wina, przy kominku.
Zanim się zorientowałam, zakochałam się jak małolata, wpadłam po same uszy. Rzadko
mówiliśmy, co czujemy, było nam tak wygodnie. Ani on nie jest wylewny, ani ja
jakość szczególnie nigdy nie lubiłam rozhisteryzowanych panienek z maślanymi
oczami. Byliśmy partnerami. – Patrzę na jej spokojną twarz.
–
Jeszcze wszystko się ułoży, Hermiono. Zobaczysz, znów będzie się drzeć wniebogłosy
na niewinne dzieci. A wy... Przyjdzie w końcu wasz czas. – Podnosi się i mocno
mnie przytula. Odwzajemniam uścisk, nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak
bardzo tego potrzebowałam. Zmuszam się nawet do półuśmiechu i nie mogę
powstrzymać westchnienia ulgi wyrywającego się z moich ust. Po raz pierwszy od
dawna czuje się dobrze, we właściwym miejscu.
–
Kocham go tak bardzo, że aż mnie to przeraża – szepczę w jej ramię. Spogląda na
mnie smutnym wzrokiem.
–
Widzę – odpowiada również cicho, jakbyśmy wyjaławiały sobie największą
tajemnicę na świecie i wychodzi, oglądając się w drzwiach za siebie.
Podnoszę dłoń i kładę ją na sercu mężczyzny.
– Severusie
– słowa sprawiają mi już ból, zbyt długo nic nie piłam. – Severusie, obudź
się...
~~*~~
Cześć!
Ludzie nie wierze, napisałam to. Matko ile to nerwów mnie kosztowało. Czuje się fatalnie, że musieliście tyle czekać, ale jestem wam bardzo wdzięczna. Liczba wyświetleń pokazuje, że zaglądaliście i sprawdzaliście. Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić jak bardzo się ciesze. Tak jak napisałam w Sowiarnii, zamierzam na koniec opowiadania, które nota bene coraz bliżej, dodam bonu w postaci opisania wydarzeń z nocy balu. A teraz proszę o komentarze!
Cornelia Grey.. :)