"Pick me, choose me, love me..."
Kto decyduje o naszej bratniej
duszy? Skąd wiemy, że to osoba, z którą chcemy spędzić resztę życia? Nasza
brakująca połówka. Może to strach przed samotnością popycha nas do siebie, albo
to wynik szoku spowodowany otaczającą rzeczywistością. Tak czy inaczej czasami się
mylimy, płacąc za to wysoką cenę i to właśnie wtedy zaczynamy się zastanawiać.
Ściągamy różowe okulary i szukamy winowajcy całej tej sytuacji, pragnąc już tylko
jednego… porządnie dać mu w twarz.
Mija dzień czwarty mojego
szlabanu. Niech mnie ktoś zabije. Zdążyłam zrobić wielkie pranie, tak duże, że
można powiedzieć iż dosłownie wyprałam swoje życie, a nawet Draco się załapał.
To znaczy dopóki nie pofarbowałam mu ulubionej koszuli, niechciany wypadek przy
pracy – skończył się jak zawsze, awanturą. Jakbym zrobiła to specjalnie!
Odwiedziłam mamę i zadbałam o jej ogródek, przeczytałam kilka książek i kupiłam
parę potrzebnych rzeczy do pokoju dziecka. Powinnam już go pomalować ?Wstaję z łóżka
rozglądając się dookoła, gdzie to ja zostawiłam różdżkę/ Kiedyś zgubie głowę i
nawet nie zauważę. O! Leży na komodzie, zabieram ją po drodze i przechodzę
przed korytarz do pokoju naprzeciwko. Ma on surowe wnętrze, białe ściany, pajęczyna
w rogach, trzy kartony z niepotrzebnymi gratami, stoją na środku podłogi wyłożonej panelami. W kącie znajduje się stary, wiklinowy bujany fotel.
Strasznie mi się podobał, więc zabrałam go z domu rodzinnego twierdząc, ze
jakaś pamiątka po babci mi się należy. Nigdy nie korzystałam z tego
pomieszczenia, po prostu nie miałem takiej potrzeby, jednak teraz wszystko się
zmieniło. W takich chwilach jak ta bardzo cieszę się z tego, że jestem
czarownicą. Gdybym miała robić remont metodą mugolską to chyba bym oszalała, a
tak zmieniam wystrój kiedy tylko mam ochotę. Jednym ruchem nadgarstka sprawiam,
że kurz znika, a następnym zmieniam kolor ścian na delikatny róż. Podchodzę do
okna, trzeba tu wywietrzyć. Mój wzrok znów pada na zabytkowy fotel, mam do
niego taki sentyment, że on musi być częścią królestwa, które tu tworzę.
Sprawnie go odświeżam i po krótkiej chwili zastanowienia staje się on biały.
Skupiam się przez chwile i przymykam oczy
, a kiedy je otwieram na
ścianach pojawiają się drobne, kolorowe kwiatki, z sufitu na ozdobnych
sznureczkach zwisają plastikowe motyle, które wesoło machają skrzydełkami.
Nagle to smutne i nieużywane pomieszczenie nabiera barw i ciepła. Uśmiecham się
mimo woli, czy moje życie czeka to samo? Czy mała kruszynka, która rozwija się
pod moim sercem też obudzi mnie ze snu i dziwnego stanu letargu? Jak na
zawołanie dostaje mocnego kopniaka, nie mogę się powstrzymać i śmieje się
cicho. Na blacie w kuchni chyba leży
ulotka sklepu z meblami. Idę tam żwawym krokiem, w salonie zahaczam nogą o
sofę, ale na szczęście łapie się jej na tyle szybko, że nie tracę równowagi.
Uff… mogło być źle. Nie chce sobie nawet wyobrażać hałasu jakiego narobiłby
Draco. Faktycznie wśród stery czasopism
znajduję się gazetka promocyjna sklepu, siadam wygodnie na stołku barowym i
przeglądam ich ofertę. W oko wpada mi biały komplet, wszystko w starym stylu.
Komoda, przestronna, wielka szafa, stolik na jednej nodze i ogromny kufer na
zabawki. Wszystko wygląda na ciężkie i porządne wiec nie powinnam się martwić,
że mała to przypadkowo przewróci jak podrośnie. Rzucam zaklęcie, aby to
zamówić. Wracam do moich poszukiwać, potrzebuje jeszcze przewijaka i
najważniejsze – łóżeczka. Znajduje to na stronie dziesiątej i bez problemu
wybieram najładniejsze. Wszystko powinno pojawić się u mnie w salonie już za
piętnaście minut. Co ja bym zrobiła bez
magii? Szczęk zamka w drzwiach wejściowych sprawia, że odchylam się na krześle
i zerkam kątem oka na zegar. Czyżby mój współlokator?
– Draco? – pytam zdziwiona.
Szczerze powiedziawszy naprawdę rzadko używamy tego konkretnego wejścia.
Zazwyczaj przenosimy się siecią fiuu.
– No Draco, Draco, a kto? – odpowiada
zmęczony.
– Coś się stało? Dlaczego nie
kominkiem? –marszczę brwi.
– Byłem u rodziców, matka od
dwóch tygodni mi truła, ze ich „zaniedbuje” – przy ostatnim słowie wykonał w
powietrzu cudzysłów.
– Okay, ale nie widzę związku.
Nie połączyłeś naszych sieci? Przecież też tu mieszkasz, nie rób ze mnie takiej
zołzy, jeśli twoja matka chce, może Cie tu odwiedzić – Coś mi tu nie pasuje.
– Połączyłem tylko po to, by
zablokować – wzrusza ramionami i wyciąga wodę z lodówki.- Nie uciekłem od nich,
by siedzieli mi na głowie codziennie.
– Czyli to nie ja jestem zołzą,
tylko ty chamem – stwierdzam wstrząśnięta.
– W zasadzie w ich mniemaniu jesteś,
powiedziałem im, że nie lubisz gości, a w ciąży jesteś jeszcze marudniejsza.
Oczywiście ja jako twój przyjaciel, zniosę to, bo rodzicie dobrze mnie
wychowali. Nie zostawia się kobiety w potrzebie – tłumaczy z tym swoim okropnie
zniewalającym uśmiechem, na który łapie głupie laski. Ależ mam ochotę do
walnąć.
– Ślizgon – wypluwam to słowo z
taką ilością jadu, jakby nigdy nie było obrzydliwszej obelgi na świecie. Śmieje
się na to głośno i idzie do swojego pokoju, przechodząc oczywiście przez salon.
– Wezmę prysznic i musze
odwiedzić jeszcze wuja. Trzeba go zbadać i sprawdzić czy bierze eliksiry.
Wysłał mi ostatnio sowę ze skargą, ze nie może się rozczytać twoich gryzmołów,
a myślał, ze po tylu latach rozszyfruje już wszystko. –Tak, to był jeden z
niewielu i raczej błahych powodów, przez które nigdy nie postawił mi Wybitnego.
Osobiście nie wiem o co mu chodzi, po prostu się czepia. Draco próbował mi coś
jeszcze powiedzieć, ale pech chciał, że akurat kiedy był na samym środku
pokoju, zmaterializowały się w nim zamówione meble. Potem słychać było już jego
krzyk i gruchot upadającego ciała. Ups… chyba nie zauważył tego kartonu z
komodę za plecami.
– Malfoy? – pytam niewinnie i
po cichu. Schodzę z krzesła i niepewnie patrzę na czarodzieja. Mam nadzieję, że
nie zepsuł komody, była naprawdę urocza.
– Nosz ku*wa, Granger, chcesz
mnie zabić? –stęka blondyn, wstając. W moich oczach zbierają się łzy, a dolna
warga drży niebezpiecznie.
– Nie złamałeś nic, prawda?
–pytam troche wyższym głosem niż normalnie. Wyraz jego twarzy ulega zmianie,
zmarszczone czoło rozluźnia się, a na ustach pojawia się uspakajający uśmiech.
– Hej, spokojnie. Nic mnie nie
jest –mówi delikatnie.
– Ale ja o mebel pytam –
krzyczę wzburzona. Smok nic nie odpowiada, ale jego ramiona opadają i przykłada
sobie dłoń do twarzy, trąc oczy w geście rezygnacji. Na koniec macha rękę,
jakby odganiał muchę i znika za drzwiami swojego pokoju.
~~*~~
Miałam coś jeszcze zrobić, ale
nie mogę sobie przypomnieć… dobra, nieważne. Wycieram oczy z łez i lewituje
mebelki do pokoju małej. Kiedy jestem na miejscu, rzucam kolejne zaklęcie i poszczególne
elementy zbierają się w całość, okay, jestem rozczulona. W rzeczywistości są
fajniejsze niż w gazetce, ustawiam je w odpowiednich miejscach i w
pomieszczeniu od razu robi się przytulniej. Mam tu jeszcze dużo pracy, ale
czasu też mi zostało.
–Miona! Gdzie jesteś? – słyszę
krzyk mojego przyjaciela.
– Tu! – macham po raz kolejny
różdżką i na drzwiach pojawia się wielki, kolorowy napis: Prue.
– Słuchaj mam sprawę – zaczyna,
ale przerywa na chwile zdziwiony widokiem jaki zastał. – Wow! Nie próżnowałaś
dziś.
– Nudziło mi się – wzruszam
ramionami. – W czym mogę pomóc?
– Wezwali mnie, a powiadomiłem
już wuja, że przyjdę. Może mogłabyś… Ostatnio dobrze wam się rozmawiało –
argumentuje swoją prośbę, robie minę, ale tylko by się z nim podroczyć.
– Żeby mi to było ostatni raz –
grożę mu palcem, a w zamian dostaje uśmiech i już. Tyle go widzieli. Patrzę na
swoje rzeczy, wyciągnięta bluzka i legginsy to nie najlepszy wybór jeśli mam w
planach spotkanie z Penelope. Czym prędzej przebieram się w jeansy, białą
bluzkę i trampki, a ramiona zarzucam modną skórzaną kurteczkę, w lochach bywa
zimno i jestem gotowa.
Wychodzę z kominka ubrudzona
sadzą. Mogliby go od czasu do czasu czyścić, ile można używać zaklęcia
czyszczącego. Marszczę brwi w niezadowoleniu. Podnoszę głowę, coś jest nie tak.
Stoję tu kilka minut powinnam dostać już kąśliwą uwagę, ale komnata jest pusta.
Ciemna, przytulna jak zawsze, oświetlona
ogniem pochodni, ale po raz pierwszy od bardzo dawna nie czuje się tu dobrze,
jestem dziwnie niespokojna. Severus już dawno powinien czekać, przecież Malfoy
miał go przebadać. Drzwi do sypialni są uchylone, wylewa się z nich jasna smuga
światła. Omijam nieszczęsny stolik, który przewracałam tyle razy wcześniej
i podchodzę pod sypialnię. Zamieram w pół
kroku, kiedy zauważam rozgrywającą się tam scenę. Nagle to piękne uczucie jakie
żywiłam za każdym razem będąc z nim wydaje się być brudne. Robi mi się słabo i
niedobrze, a jednak wciąż patrzę jak zaklęta na całującą się parę. Severus –
mężczyzna mojego życia– i Penelope – kobieta, która miała go tylko zastąpić na
kilku lekcjach. Nie ma w tym nic magicznego, żadnych głębszych uczuć, brakuje
przynależności, zrozumienia, rozpaczliwej potrzeby bliskości. Cała ta scena
traci sens, przez zdradę wiszącą tuż nad ich głowami. Szumi mi u uszach, a serca
kołacze się w piersi jak koliber zamknięty w klatce. Mam już dosyć, dosyć! Są rzeczy, których się nie
wybacza. Cofam się w końcu wciąż odrętwiała, chyba Tylkowie pozwala mi rozpaść
się na kawałki. Nie widzę już gdzie
stawiam stopy i w końcu zahaczam nogą o ten głupi stolik przewracając go.
Uderza z hukiem o podłogę, a stojący na nim kubek rozbija się w drobny mak.
Hałas powoduje, że odrywają się od siebie i już po niecałej minucie widzę
Severusa z różdżką w ręce. Patrzy to na mnie, to na resztki szkła leżące na podłodze
i przewrócony stolik. Odpręża się i
przybiera pozę Mistrza eliksirów jakiego wszyscy znają.
– Panno Granger, co do chole… –
pyta zirytowany, a ja nie pozwalam mu skończyć. Unoszę dłoń i kręcę głową chcąc
wymazać z pamięci prześladujący obraz. Jest jak ogromna rysę na murze mojej
miłości, naszej miłości. Uderzył w nią z całej siły sprawiając, że zachwiała
się u podstawy.
– Nic nie mów, nie odzywaj się do
mnie – szepczę w końcy z trudem przełykając ślinę. Gdzieś za nim w kącie skrywa
się Penelope, podsłuchuje, ale się nie wtrąca i dobrze. Bardzo dobrze, chyba
nie zniosłabym jej głosu. Moje plecy dotykają drzwi, mam w sobie jeszcze na
tyle rozsądku i poczytalności, że przykładam otwartą dloń na drewna. Podświetla
się na złoto i słychać szczęk zamka. Profesor patrzy na mnie zaskoczony, na
pewno nie wiedział jak je otworzyć i co skrywają. Wejście, które zrobił tylko
dla mnie. Uśmiecham się gorzko.
– One mnie poznały, choć ty nie
pamiętasz – mowie hardo, jestem jak znieczulona, ból na razie nie przyszedł z
całą artylerią. Czuję za to odrętwienie oraz gniew niszczący i palący.
– O co tu chodzi? W co ty
pogrywasz? –znów się odzywa, choć wyraźnie mu powiedziała by tego nie robił.
– Ja pogrywam!? Ja? Jesteś w
tym mistrzem, cholerny tchórzu. Zerwałeś ze mną przez swoje urojenia, potem ci
się odwidziało i stwierdziłeś, że nie umiesz beze mnie żyć. Uwierzyłam, jak
głupia pozwoliłam ci wrócić, a ty pobaw2iłeś się i zapomniałeś. Tak po prostu,
bez trudu, wywaliłeś mnie z głowy. Jak mogłeś!? Jak!? – krzyczę, nie
wytrzymuję, daje ujście emocją, które tłumiłam od tak dawna, ale kiedy znów się
odzywam, ledwie szepcze. – Wierzyłam, że damy radę, że wrócisz. Czekałam
tygodniami, siedziałam przy twoim łóżku, wylewając morze łez. Błagałam byś się
obudził, ale to już koniec. Nie wybaczę ci tej zdrady, chwilowa rozrywka
poprowadzi Cie na dno.. Wbiłeś nóż w moje serce, masz co chciałeś. Odchodzę –
mówię gorzko. Stoi w miejscu będąc w szoku, pewnie wciąż nie ma pojęcia o co mi
chodzi i to wkurza mnie jeszcze bardziej. Emocje mieszają się i co chwilę zmieniają,
nie mogę się zdecydować, które będzie najodpowiedniejsze. Słone łzy kapią mi po
brodzie, przymykam oczy, bardzo chcę ostatni raz spojrzeć w jego. Boje się
tylko bólu, który to może spowodować. Biorę się w garść, mobilizuję siły jakie
mi zostały i unoszę powieki. Wpatruje się prosto w czarne jak otchłań,
zagubione tęczówki mojego mężczyzny.
– Już nie pójdę za tobą w
ciemność, Sev. – Nic więcej już nie chcę, pragnę jedynie uciec, więc nie
zastanawiając się dłużej zamykam z trzaskiem drzwi. Za plecami słyszę tylko
jego krzyk pełen niedowierzania:
– Hermiona! – Nie zatrzymuje
się, zaciskam pięści i idę dalej. Bo miłość ma granice i moje zostały
przekroczone…
Cześć!
Wczoraj zawiodłam przede wszystkim siebie. Rozdział miał się pojawić i potrzebowałam to na pół godziny, tyle was od niego dzieliło. Miałam i czas i wene, której w zasadzie nie potrzebowałam, bo końcówkę rozdziału napisałam dawno temu. Wiecie więc co się stało, ze znów złamałam obietnice? Burza, szalejąca za moim oknem, która zmusiła mnie do wyłączenia komputera, a kiedy przeszła wszyscy spali. I skończyło się jak skończyło, mogę tylko powiedzieć przepraszam, ale nie wiem czy chcecie znów je słyszeć. Życzę wam udanego dnia dziecka (ja swój spędzam w domu, dlatego publikuje tak wcześnie), nie ważne ile macie lat, każdy z nas ma coś w sobie z tego brzdąca. Widzimy się pod koniec miesiąca.
Cornelia Grey.. :*