"Nie pamiętam, kiedy się
ostatni raz całowaliśmy, bo nikt nie wiedział, że ten właśnie pocałunek będzie
ostatni. Człowiek myśli, że miłość będzie trwać wiecznie, ale tak nie
jest."
– Chyba
potrzebujesz mojej pomocy. – Usłyszałam głos za plecami, jego głos.
– Złe wieści
rozchodzą się najszybciej, profesorze Snape – odpowiedziałam, uśmiechając się
kpiąco i obracając w jego stronę. Maska opanowania ozdabiała mu twarz, miał na
sobie czarny płaszcz zapięty pod szyję, spodnie tego samego koloru i eleganckie
buty. Czarne oczy świdrowały mnie na wylot.
– Zazwyczaj,
panno Granger – odparł surowo, dając nacisk na dwa ostatnie słowa.
– Dobra, bez
zbędnych grzeczności. Nie musimy się w to bawić, tak samo jak nie musimy
przebywać w swoim towarzystwie dłużej niż to konieczne. – Nie chciałam tu być. Stać, patrzeć, a nawet oddychać tym samym
powietrzem, co on.
– W takim
razie słucham. W czym mogę pomóc. – Drgnęłam niezauważalnie, nienawidzę go, nienawidzę za to, że tak
bardzo na mnie działa, ale najbardziej nienawidzę go za ten cholerny baryton.
Cichy, zmysłowy i spokojny. Ugh!
– Niestety
nasz szpital nie posiada jednej z mikstur potrzebnych do wyleczenia pani
Malfoy. Dlatego musimy prosić cię o uwarzenie eliksiru cor. Oczywiście za
odpowiednim wynagrodzeniem – wyjaśniłam prędko.
– Dostaniesz
go rano. Nie chcę słyszeć o pieniądzach. – Skinął sztywno głową i odszedł.
Zamknęłam oczy, niech ta noc się już skończy.
Otworzyłam
oczy, ale wciąż byłam zmęczona, niewyspana i zła. Czułam się jak wypchana
kukła. Jakbym to nie ja właśnie wstawała, tylko ktoś robił to za mnie. W drodze
do łazienki zastanawiałam się nad tym. Kukiełki. Lalki na sznurku. Jedna osoba
pociąga za linę i podnosi się ręka, potem druga. Noga prawa, lewa. Stawia krok.
Następnie drugi, trzeci i tak dalej... Czy nie uważacie, że to łatwe? Takie
pozwolenie na dyrygowanie sobą. Czyż jest coś
prostszego, a jednocześnie bardziej tchórzliwego? Nie odpowiadasz za
własne czyny, nie podejmujesz decyzji, nie masz wyrzutów sumienia, bo nie masz
swojej woli. Czy możemy to samo powiedzieć o nas? Ludziach często zagubionych w
zawiłościach losu, nie wyrabiających na zakrętach przeznaczenia i ścigających
odrobinę ulotnego szczęścia.
Kiedy byłam
gotowa, poszłam do kuchni po kawę. Draco już smażył jajecznicę.
–Malfoy.
Czemu twój widok mnie nie dziwi? – spytałam zupełnie retorycznie.
– Siedź
cicho, jędzo, albo zjesz śniadanie w bufecie – mruknął, przyprawiając danie. Chyba
mi nie wybaczył wczorajszego dyrygowania nim. W tym czasie nalałam sobie do
kubka czarnego napoju zbawienia. Blondyn postawił talerz na ladzie.
– Smacznego –
powiedział, odwracając się do tostera.
– Nie jesz?
– Nie jestem
głodny – odpowiedział, a ja spróbowałam jajek. Miały tak okropny smak, że nie
dałabym ich najgorszemu wrogowi. Dyskretnie wyplułam to, co miałam w buzi, na
serwetkę i przepłukałam usta kawą.
– Wiesz co?
Ja też nie. Tak w ogóle, to śpieszę się do szpitala. Chcę jeszcze przygotować
się do operacji twojej matki. To cześć! – krzyknęłam na odchodnym i czym
prędzej wskoczyłam do kominka. O Godryku! Nic dziwnego, że nie był głodny.
Pokręciłam głową i wpadłam na kogoś. Co za debil staje w przejściu!?
– Przepraszam
.– Chciałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę.
– Panno
Granger. – Cholera, ten dzień nie mógł się lepiej zacząć.
– Panie
profesorze. – Skinęłam sztywno głową.
– Mam
eliksir. – Podał mi dokładnie zapakowany kartonik.
– Dziękuję. –
Chyba nigdy w życiu to słowo nie przeszło przez moje gardło z taką trudnością. Ominęłam
go wreszcie i udałam się do pokoju lekarskiego.
Kiedy
zamieniłam moje rurki i błękitną koszule na granatowy komplet i fartuch, poszłam
na obchód. Trzech rezydentów deptało mi po piętach, chcąc załapać się na
operację. Uśmiechnęłam się złośliwie i weszłam do sali kolejnego dziś pacjenta.
Spojrzałam na trzech sępów: Reed, Blake i Montgomery. Miny pełne nadziei i
wyczekiwania. Puściłam oczko do Draco, on wiedział, co jest na rzeczy.
– Kto chce
przedstawiać? – zapytałam, a trzy ręce wystrzeliły w górę. – Reed – mruknęłam. Wczoraj
zajmował się tym przypadkiem, wiec był najlepiej poinformowany.
– Narcyza
Malfoy. Dwa zawały i dwa zatrzymania akcji serca. Rozpoznaliśmy zaklęcie
Infarctus. Planowana operacja odbędzie się dziś jeszcze przed południem. – Pan
Malfoy słuchał wszystkiego uważnie trochę zdenerwowany i przestraszony.
– Proszę się
nie martwić. Zabieg nie należy do najprostszych, ale trzeba być dobrej myśli. –
Uśmiechnęłam się ciepło i opuściłam pokój. – Przygotuj się i zamknij galerię,
nie chcę widowiska. Spotykamy się za dwie godziny. Wyjaśnij rodzinie, na czym
polega operacja – powiedziałam do rezydenta i poszłam poczytać.
Zbieram moje
loki w dłonie, by móc zrobić kitkę. Następnie zamieniam ją w ciasnego koka.
Wkładam na głowę ciemnofioletowy czepek z fantazyjnymi wzorami i mocno
zawiązuję, aby nie spadł. Podchodzę do długiego zlewu, przy którym znajduje się
kilka kranów. Nakładam mydło na ręce i dokładnie je myję przez cztery minuty. W
myślach nucę melodie, którą usłyszałam w radiu dziś rano. Przez szybę widzę
całą salę operacyjną. Pacjentka leży na stole, jest podłączona do przeróżnej
aparatury. Wkoło niej kręcą się uzdrowiciele i magopielęgniarki. Stolik z
narzędziami stoi tuż przy uśpionej kobiecie. Kończę się myć, łokciem otwieram
sobie drzwi i wchodzę na moje pole walki.
– To idealna pora, by uratować czyjeś życie – mówię i wszyscy wiedzą, że damy radę. To cztery proste
słowa, a niosą nadzieję na lepsze jutro.
Krew. Dużo krwi. Za dużo krwi. Obrażenia okazały się o wiele poważniejsze, niż na to wskazywano. Cholera, skąd tu tyle tego czerwonego płynu?
–
Przynieście cztery jednostki! – krzyczę. – Reed, widzisz, gdzie jest dziura? –
pytam rezydenta.
– Nie –
odpowiada.
– Tylko mi
tu nie panikuj, bo ci coś zrobię! – warczę, kiedy chłopak blednie.
– Tak jest. –
Marszczy czoło i zaczyna pracować. Muszę jak najszybciej znaleźć usterkę, bo
pacjentka się wykrwawi. Szlak by wziął ten dzień!
Wchodzę do
pomieszczenia, z którego wyszłam dwadzieścia godzin temu. Wściekła ściągam
fartuch i wrzucam do śmietnika, trzaskając przy tym pokrywą. Mój granatowy
strój jest do wyrzucenia, cały w krwi pacjenta. Płucze ręce i siadam na zimnych
kafelkach podłogi. Ze złości aż sie trzęsę. To nie tak miało być! Czy zawsze
wszystko musi iść jak po grudzie? Drzwi otwierają się po raz kolejny i pojawia
się Reed. Wciąż blady, ale teraz dodatkowo wygląda tak, jakby chciał zwymiotować.
Patrzy na mnie w szoku.
– Da... –
zaczyna.
– Skończ – ucinam.
– Idę porozmawiać z rodziną.
Korytarz
miedzy salami operacyjnymi a poczekalnią zawsze sie dłuży. Niezależnie, czy ma
się dobrą, czy złą nowinę. Nasze zmysły na tym odcinku drogi są wyostrzone. Dokładnie
pamiętamy każdą rysę na ścianie, słyszymy pikanie maszyn, czujemy przypływ
adrenaliny. To dla nas zagadka, jesteśmy przekonani, że cały jej zapas
zużyliśmy na bloku, a ona i tak się pojawia. Swoją drogą to paradoks,
uzdrowiciel nie rozumie biologii. Uśmiecham się z kpiną sama do siebie.
Popycham jedyną przeszkodę na ścieżce prowadzącej do rodziny. Uderza mnie fala
ciepła, ale wręcz czuć tu napięcie, oczekiwanie i przerażenie. Szukam wzrokiem
dwóch postawnych blondynów. Stoją odwróceni do mnie tyłem, przy oknie. Koło
nich, na fotelach siedzą Ginny i Blaise. Powoli kieruję się w ich stronę.
– Panowie –
mówię, chcąc zwrócić uwagę na siebie. Odwracają się i wciągają gwałtownie
powietrze na widok mojego stroju. – Zabieg był bardzo trudny. Musieliśmy dwa
razy wymienić całą krew, straciła jej bardzo dużo. Wystąpiły komplikację,
poradziliśmy sobie, ale wszystko zależy od następnej doby. Trzeba być dobrej
myśli, jest stabilna. – Ostatnie zdanie mówię, by pocieszyć ich i chyba samą
siebie też. Ściągam czepek i odchodzę.
– Hermiona!–
Słyszę za plecami głos mojej przyjaciółki, jednak nakazuję jej tylko pozostać
na miejscu i znikam.
Zamknęłam
się w dyżurce. Nigdy się tak nie zachowywałam, ale zaczęłam płakać. Łzy leciały
po policzkach, nie chcąc przestać, mimo że próbowałam się uspokoić. Przecież
operacja się udała. Narcyza żyje, czekamy tylko, aż się wybudzi. Ma duże szanse
nawet po komplikacjach, z którymi, notabene, sobie poradziłam. No przestań
ryczeć, idiotko! Czułam się strasznie. Zła, rozczarowana... stęskniona. To o to
chodziło, tęskniłam za nim. Już cały cholerny miesiąc go nie widziałam, nie
słyszałam, nie czułam zapachu jego perfum. Bolało, dużo mnie kosztowało
ostatnie spotkanie go, o wiele więcej niż myślałam. Osunęłam się na podłogę i
podciągnęłam kolana pod brodę, starając sobie przypomnieć nasz ostatni
pocałunek. Nie ten na Wieży Astronomicznej. Tamten był inny, końcowy, a ja
chciałam pamiętać ten prawdziwy. Niewymuszony, delikatny i pełen czułości.
Tak... tak całować potrafił tylko on, choć nie wygląda na takiego faceta.
Rozkleiłam się jeszcze bardziej, uświadamiając sobie, że zapomniałam.
Podniosłam się i przeniosłam na łóżko. Schowałam twarz w poduszce i wciąż cicho
pochlipując, oddałam się w objęcia morfeusza.
Ktoś głośno
walił w drzwi, obudziłam się, lekko krzywiąc, ponieważ głowa mnie bolała.
– Panno
Granger! – Usłyszałam stłumiony głos.
– Tak? –
krzyknęłam, poprawiając jednym ruchem różdżki rozmazany makijaż.
– Pani
pacjentka z pooperacyjnej się obudziła. – Poinformowano mnie, a ja, zdziwiona,
spojrzałam na zegarek. Przespałam siedem godzin.
– Już idę –
odpowiedziałam wciąż w szoku. Dawno tyle nie spałam. Zwykle wystarczyła mi
połowa z tego czasu. Wstałam i wyszłam na korytarz. Ziewając, przetarłam
piąstkami zaspane oczy. Wiadomość o Narcyzie poprawiła mi humor na tyle, by
uśmiechać się do zmartwionych rodzin, czekających na jakiekolwiek wieści. Kierowałam
się na magooiom, choć ja wolałam go nazywać magicznym oiom-em. Dla tych, którzy
się tam znaleźli była szansa, z której pomagałam im korzystać. Tak,
zdecydowanie lubiłam to miejsce. Weszłam do pomieszczenia, gdzie leżała pani
Malfoy. Patrzyła na mnie nadal otumaniona, ale już z daleka było widać, że to
przejściowe. Poza tym jestem święcie przekonana, że Draco bardzo dobrze ją
przebadał pod względem neurologicznym. Ściągnęłam stetoskop i wsłuchałam się w
miarowe bicie jej serca. Spojrzałam na aparaturę do niej podłączoną i
zadowolona zwróciłam się do młodszego blondyna.
– I co pan
myśli, panie uzdrowicielu?– zapytałam przekornie.
–
Neurologicznie wszystko okej. A kardiochirurgicznie? – Spojrzał na mnie z
nadzieją.
– No, pani
Malfoy, zdrowiejemy. – Uśmiechnęłam się promiennie. – I żadnych więcej
komplikacji ma się rozumieć?– spojrzałam na nią groźnie, w odpowiedzi kiwnęła
głową.
– Nie wiem,
jak ci się odwdzięczę – szepnął Smok, mocno mnie przytulając.
– Wyprowadź
się – odparłam natychmiast.
– W życiu,
za bardzo tęskniłbym za twoim zrzędzeniem – prychnął złośliwie.
– No dobra,
wiem, że jestem niezastąpiona. Obiecaj mi coś w zamian – odcięłam się pięknym
za nadobne.
– Co
takiego?
– Nigdy
więcej nie gotuj! – Zrobiłam przerażoną minę, po czym, nie mogąc wytrzymać,
wybuchłam gromkim śmiechem. Obróciłam się z zamiarem wyjścia.
– Panno
Granger. – Zatrzymał mnie spokojny głos seniora. – Dziękuję.
– Nie ma za
co. To mój obowiązek. – Po raz ostatni spojrzałam na całą rodzinę. Chciałam
udać się do pokoju uzdrowicieli, by wypełnić wszystkie papiery. Windy w tym
szpitalu były tak okupowane, że od razu skierowałam sie na klatkę schodową.
Przemierzając kolejne stopnie, zastanawiałam się, jak to możliwe, że tak szybko
zmienia mi się nastrój. Raz zrozpaczona, za chwilę radosna. Hm, dziwne. Nagle
poślizgnęłam się, a następne, co czułam to ból, potem była już tylko ciemność.
~~*~~
W kominku
trzaskał ogień. W komnacie królowała zieleń tak ciemna, że można ją było
pomylić z czernią. Wielkie regały przy ścianach nadawały mroczny klimat, a
półki ze składnikami do eliksirów wprawiały w lekki niepokój. Na środku pokoju
znajdowały się dwa fotele, mała kanapa i stolik do kawy. Leżał na nim otwarty
album. Na zdjęciu była kobieta o brązowych włosach, o uśmiechu niosącym radość
i czekoladowych oczach pełnych ciepła. Wyłaniała się zza zasłonki, posyłając
buziaka. Niewątpliwie można ją nazwać piękną. Na wcześniej wspomnianych
fotelach siedziało dwóch mężczyzn w różnym wieku, pili spokojnie ognistą
whisky. Cisza ogłuszała, jednak widać było, że im to nie przeszkadza. Czuli się
rozluźnieni, odpoczywali.
– Pamiętaj,
że obiecałeś. – I choć ton głosu był kojący, to brutalnie zburzył panującą
harmonię. Młodszy mężczyzna poruszył się niespokojnie.
– Pamiętam –
odparł, upijając kolejny łyk ze swojej szklanki.
~~*~~
Cześć!
Rozdział drugi za mną, mam nadzieję, że Was zaciekawi. Sądzę, że troszeczkę nadużyłam słowa "pacjent", ale to wy ocenicie. Bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednią notką, To dla mnie niezmiernie ważne. Kolejny post pojawi się za miesiąc, czyli 1 marca. Nie mogę pisać częściej, ponieważ jest szkoła, a jak ustalam taki przedział czasu, to nie koliduje on z innymi obowiązkami. Kończę, bo Was zanudzę.
Pozdrawiam Cornelia Grey.. :*
P.S. Przepraszam za przecinki.
Świetny rozdział ;D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie potrzebuję więcej Severusa w opowiadaniu :D
Końcówka mnie zaintrygowała, kto i co obiecał? Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział ;)
Wspaniały poprawiacz humoru w chorowite dla mnie ferie. Severus, Twój Severus jest intrygujący. Rozdział bardzo mi się podobał, był taki... lekarski :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale więcej niestety nie napiszę. Ból głowy mówi sam za siebie...
Pozdrawiam i życzę weny,
Aveline
Ajj! Zburzyłaś moje idealne wyobrażenie Dracona jako dobrego kucharza! Jenak ta scena była tak dobrze opisana, że jestem w stanie Ci to wybaczyć :) Jestem ciekawa czy Hermionie się nic nie stanie po tym upadku i oczywiście zżera mnie ciekawość kto obiecał coś Severusowi (bo tak mi się wydaje, że to jemu) i co dokładnie. Nie wiem jak ja wytrzymam ten miesiąc!
OdpowiedzUsuńTutaj też znalazłam jeden błąd: Nie ten na wierzy astronomicznej. - wieża piszę się przez ż
Pozdrawiam
http://granger-malfoy-po-latach.blog.onet.pl/
Zaufać internetowi pod względem ortografii.. Przepraszam, zaraz poprawię.. :)
UsuńMEGA !! :-) kiedy next? :)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Lisbster Blog Award!
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na moim blogu: http://harry-potter-chlopiec-ktory-przezyl.blogspot.com/
Pozdrawiam, Alexx ;3
U mnie czeka już na Ciebie nowa miniaturka :) http://granger-malfoy-po-latach.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńPrzepięknie piszesz!!! ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne! Na początku *znowu!* myślałam, że Narcyza umrze xD I jeszcze raz Severus! Zdecydowanie mnie zaciekawiłaś. O jaką obietnicę chodzi? I jeszcze ten album... ♥
OdpowiedzUsuńLecę dalej ^^
Pozdrawiam,
BellatriX
Ach ten Severus...*-*
OdpowiedzUsuńWspaniały! Cóż więcej mogę powiedzieć? ;)
Lekko się czyta ;)
W wolnej chwili zapraszam do siebie, jeśli masz ochotę oczywiście; *
Byłabym wdzięczna za opinię. Dopiero zaczynam; )
mudblood-princess.blogspot.com
rozdzial bardzo udany. mam wrażenie że między Hermiona a Draco jest pewien układ. niby się nie lubią się i sobie docinaja ale to Jednal zdaje się być takie powierzchowne. a pod spodem. ..przyjaźń?
OdpowiedzUsuńSev.... kurcze.. co to za obietnicą? i kim jest ten drugi mężczyzna?