niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 2

Proste słowa



"Nie pamiętam, kiedy się ostatni raz całowaliśmy, bo nikt nie wiedział, że ten właśnie pocałunek będzie ostatni. Człowiek myśli, że miłość będzie trwać wiecznie, ale tak nie jest."


– Chyba potrzebujesz mojej pomocy. – Usłyszałam głos za plecami, jego głos.

– Złe wieści rozchodzą się najszybciej, profesorze Snape – odpowiedziałam, uśmiechając się kpiąco i obracając w jego stronę. Maska opanowania ozdabiała mu twarz, miał na sobie czarny płaszcz zapięty pod szyję, spodnie tego samego koloru i eleganckie buty. Czarne oczy świdrowały mnie na wylot.

– Zazwyczaj, panno Granger – odparł surowo, dając nacisk na dwa ostatnie słowa.

– Dobra, bez zbędnych grzeczności. Nie musimy się w to bawić, tak samo jak nie musimy przebywać w swoim towarzystwie dłużej niż to konieczne. – Nie chciałam tu być. Stać, patrzeć, a nawet oddychać tym samym powietrzem, co on.

– W takim razie słucham. W czym mogę pomóc. – Drgnęłam niezauważalnie, nienawidzę go, nienawidzę za to, że tak bardzo na mnie działa, ale najbardziej nienawidzę go za ten cholerny baryton. Cichy, zmysłowy i spokojny. Ugh!

– Niestety nasz szpital nie posiada jednej z mikstur potrzebnych do wyleczenia pani Malfoy. Dlatego musimy prosić cię o uwarzenie eliksiru cor. Oczywiście za odpowiednim wynagrodzeniem – wyjaśniłam prędko.

– Dostaniesz go rano. Nie chcę słyszeć o pieniądzach. – Skinął sztywno głową i odszedł. Zamknęłam oczy, niech ta noc się już skończy. 



Otworzyłam oczy, ale wciąż byłam zmęczona, niewyspana i zła. Czułam się jak wypchana kukła. Jakbym to nie ja właśnie wstawała, tylko ktoś robił to za mnie. W drodze do łazienki zastanawiałam się nad tym. Kukiełki. Lalki na sznurku. Jedna osoba pociąga za linę i podnosi się ręka, potem druga. Noga prawa, lewa. Stawia krok. Następnie drugi, trzeci i tak dalej... Czy nie uważacie, że to łatwe? Takie pozwolenie na dyrygowanie sobą. Czyż jest coś  prostszego, a jednocześnie bardziej tchórzliwego? Nie odpowiadasz za własne czyny, nie podejmujesz decyzji, nie masz wyrzutów sumienia, bo nie masz swojej woli. Czy możemy to samo powiedzieć o nas? Ludziach często zagubionych w zawiłościach losu, nie wyrabiających na zakrętach przeznaczenia i ścigających odrobinę ulotnego szczęścia.

Kiedy byłam gotowa, poszłam do kuchni po kawę. Draco już smażył jajecznicę.

–Malfoy. Czemu twój widok mnie nie dziwi? – spytałam zupełnie retorycznie.

– Siedź cicho, jędzo, albo zjesz śniadanie w bufecie – mruknął, przyprawiając danie. Chyba mi nie wybaczył wczorajszego dyrygowania nim. W tym czasie nalałam sobie do kubka czarnego napoju zbawienia. Blondyn postawił talerz na ladzie.

– Smacznego – powiedział, odwracając się do tostera.

– Nie jesz?

– Nie jestem głodny – odpowiedział, a ja spróbowałam jajek. Miały tak okropny smak, że nie dałabym ich najgorszemu wrogowi. Dyskretnie wyplułam to, co miałam w buzi, na serwetkę i przepłukałam usta kawą.

– Wiesz co? Ja też nie. Tak w ogóle, to śpieszę się do szpitala. Chcę jeszcze przygotować się do operacji twojej matki. To cześć! – krzyknęłam na odchodnym i czym prędzej wskoczyłam do kominka. O Godryku! Nic dziwnego, że nie był głodny. Pokręciłam głową i wpadłam na kogoś. Co za debil staje w przejściu!?

– Przepraszam .– Chciałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę.

– Panno Granger. – Cholera, ten dzień nie mógł się lepiej zacząć.

– Panie profesorze. – Skinęłam sztywno głową.

– Mam eliksir. – Podał mi dokładnie zapakowany kartonik.

– Dziękuję. – Chyba nigdy w życiu to słowo nie przeszło przez moje gardło z taką trudnością. Ominęłam go wreszcie i udałam się do pokoju lekarskiego.

Kiedy zamieniłam moje rurki i błękitną koszule na granatowy komplet i fartuch, poszłam na obchód. Trzech rezydentów deptało mi po piętach, chcąc załapać się na operację. Uśmiechnęłam się złośliwie i weszłam do sali kolejnego dziś pacjenta. Spojrzałam na trzech sępów: Reed, Blake i Montgomery. Miny pełne nadziei i wyczekiwania. Puściłam oczko do Draco, on wiedział, co jest na rzeczy.

– Kto chce przedstawiać? – zapytałam, a trzy ręce wystrzeliły w górę. – Reed – mruknęłam. Wczoraj zajmował się tym przypadkiem, wiec był najlepiej poinformowany.

– Narcyza Malfoy. Dwa zawały i dwa zatrzymania akcji serca. Rozpoznaliśmy zaklęcie Infarctus. Planowana operacja odbędzie się dziś jeszcze przed południem. – Pan Malfoy słuchał wszystkiego uważnie trochę zdenerwowany i przestraszony.

– Proszę się nie martwić. Zabieg nie należy do najprostszych, ale trzeba być dobrej myśli. – Uśmiechnęłam się ciepło i opuściłam pokój. – Przygotuj się i zamknij galerię, nie chcę widowiska. Spotykamy się za dwie godziny. Wyjaśnij rodzinie, na czym polega operacja – powiedziałam do rezydenta i poszłam poczytać.

Zbieram moje loki w dłonie, by móc zrobić kitkę. Następnie zamieniam ją w ciasnego koka. Wkładam na głowę ciemnofioletowy czepek z fantazyjnymi wzorami i mocno zawiązuję, aby nie spadł. Podchodzę do długiego zlewu, przy którym znajduje się kilka kranów. Nakładam mydło na ręce i dokładnie je myję przez cztery minuty. W myślach nucę melodie, którą usłyszałam w radiu dziś rano. Przez szybę widzę całą salę operacyjną. Pacjentka leży na stole, jest podłączona do przeróżnej aparatury. Wkoło niej kręcą się uzdrowiciele i magopielęgniarki. Stolik z narzędziami stoi tuż przy uśpionej kobiecie. Kończę się myć, łokciem otwieram sobie drzwi i wchodzę na moje pole walki.

– To idealna pora, by uratować czyjeś życie – mówię i wszyscy wiedzą, że damy radę. To cztery proste słowa, a niosą nadzieję na lepsze jutro. 


Krew. Dużo krwi. Za dużo krwi. Obrażenia okazały się o wiele poważniejsze, niż na to wskazywano. Cholera, skąd tu tyle tego czerwonego płynu?

– Przynieście cztery jednostki! – krzyczę. – Reed, widzisz, gdzie jest dziura? – pytam rezydenta.

– Nie – odpowiada.

– Tylko mi tu nie panikuj, bo ci coś zrobię! – warczę, kiedy chłopak blednie.

– Tak jest. – Marszczy czoło i zaczyna pracować. Muszę jak najszybciej znaleźć usterkę, bo pacjentka się wykrwawi. Szlak by wziął ten dzień!

Wchodzę do pomieszczenia, z którego wyszłam dwadzieścia godzin temu. Wściekła ściągam fartuch i wrzucam do śmietnika, trzaskając przy tym pokrywą. Mój granatowy strój jest do wyrzucenia, cały w krwi pacjenta. Płucze ręce i siadam na zimnych kafelkach podłogi. Ze złości aż sie trzęsę. To nie tak miało być! Czy zawsze wszystko musi iść jak po grudzie? Drzwi otwierają się po raz kolejny i pojawia się Reed. Wciąż blady, ale teraz dodatkowo wygląda tak, jakby chciał zwymiotować. Patrzy na mnie w szoku.

– Da... – zaczyna.

– Skończ – ucinam. – Idę porozmawiać z rodziną.

Korytarz miedzy salami operacyjnymi a poczekalnią zawsze sie dłuży. Niezależnie, czy ma się dobrą, czy złą nowinę. Nasze zmysły na tym odcinku drogi są wyostrzone. Dokładnie pamiętamy każdą rysę na ścianie, słyszymy pikanie maszyn, czujemy przypływ adrenaliny. To dla nas zagadka, jesteśmy przekonani, że cały jej zapas zużyliśmy na bloku, a ona i tak się pojawia. Swoją drogą to paradoks, uzdrowiciel nie rozumie biologii. Uśmiecham się z kpiną sama do siebie. Popycham jedyną przeszkodę na ścieżce prowadzącej do rodziny. Uderza mnie fala ciepła, ale wręcz czuć tu napięcie, oczekiwanie i przerażenie. Szukam wzrokiem dwóch postawnych blondynów. Stoją odwróceni do mnie tyłem, przy oknie. Koło nich, na fotelach siedzą Ginny i Blaise. Powoli kieruję się w ich stronę.

– Panowie – mówię, chcąc zwrócić uwagę na siebie. Odwracają się i wciągają gwałtownie powietrze na widok mojego stroju. – Zabieg był bardzo trudny. Musieliśmy dwa razy wymienić całą krew, straciła jej bardzo dużo. Wystąpiły komplikację, poradziliśmy sobie, ale wszystko zależy od następnej doby. Trzeba być dobrej myśli, jest stabilna. – Ostatnie zdanie mówię, by pocieszyć ich i chyba samą siebie też. Ściągam czepek i odchodzę.

– Hermiona!– Słyszę za plecami głos mojej przyjaciółki, jednak nakazuję jej tylko pozostać na miejscu i znikam.

Zamknęłam się w dyżurce. Nigdy się tak nie zachowywałam, ale zaczęłam płakać. Łzy leciały po policzkach, nie chcąc przestać, mimo że próbowałam się uspokoić. Przecież operacja się udała. Narcyza żyje, czekamy tylko, aż się wybudzi. Ma duże szanse nawet po komplikacjach, z którymi, notabene, sobie poradziłam. No przestań ryczeć, idiotko! Czułam się strasznie. Zła, rozczarowana... stęskniona. To o to chodziło, tęskniłam za nim. Już cały cholerny miesiąc go nie widziałam, nie słyszałam, nie czułam zapachu jego perfum. Bolało, dużo mnie kosztowało ostatnie spotkanie go, o wiele więcej niż myślałam. Osunęłam się na podłogę i podciągnęłam kolana pod brodę, starając sobie przypomnieć nasz ostatni pocałunek. Nie ten na Wieży Astronomicznej. Tamten był inny, końcowy, a ja chciałam pamiętać ten prawdziwy. Niewymuszony, delikatny i pełen czułości. Tak... tak całować potrafił tylko on, choć nie wygląda na takiego faceta. Rozkleiłam się jeszcze bardziej, uświadamiając sobie, że zapomniałam. Podniosłam się i przeniosłam na łóżko. Schowałam twarz w poduszce i wciąż cicho pochlipując, oddałam się w objęcia morfeusza.

Ktoś głośno walił w drzwi, obudziłam się, lekko krzywiąc, ponieważ głowa mnie bolała.

– Panno Granger! – Usłyszałam stłumiony głos.

– Tak? – krzyknęłam, poprawiając jednym ruchem różdżki rozmazany makijaż.

– Pani pacjentka z pooperacyjnej się obudziła. – Poinformowano mnie, a ja, zdziwiona, spojrzałam na zegarek. Przespałam siedem godzin.

– Już idę – odpowiedziałam wciąż w szoku. Dawno tyle nie spałam. Zwykle wystarczyła mi połowa z tego czasu. Wstałam i wyszłam na korytarz. Ziewając, przetarłam piąstkami zaspane oczy. Wiadomość o Narcyzie poprawiła mi humor na tyle, by uśmiechać się do zmartwionych rodzin, czekających na jakiekolwiek wieści. Kierowałam się na magooiom, choć ja wolałam go nazywać magicznym oiom-em. Dla tych, którzy się tam znaleźli była szansa, z której pomagałam im korzystać. Tak, zdecydowanie lubiłam to miejsce. Weszłam do pomieszczenia, gdzie leżała pani Malfoy. Patrzyła na mnie nadal otumaniona, ale już z daleka było widać, że to przejściowe. Poza tym jestem święcie przekonana, że Draco bardzo dobrze ją przebadał pod względem neurologicznym. Ściągnęłam stetoskop i wsłuchałam się w miarowe bicie jej serca. Spojrzałam na aparaturę do niej podłączoną i zadowolona zwróciłam się do młodszego blondyna.

– I co pan myśli, panie uzdrowicielu?– zapytałam przekornie.

– Neurologicznie wszystko okej. A kardiochirurgicznie? – Spojrzał na mnie z nadzieją.

– No, pani Malfoy, zdrowiejemy. – Uśmiechnęłam się promiennie. – I żadnych więcej komplikacji ma się rozumieć?– spojrzałam na nią groźnie, w odpowiedzi kiwnęła głową.

– Nie wiem, jak ci się odwdzięczę – szepnął Smok, mocno mnie przytulając.

– Wyprowadź się – odparłam natychmiast.

– W życiu, za bardzo tęskniłbym za twoim zrzędzeniem – prychnął złośliwie.

– No dobra, wiem, że jestem niezastąpiona. Obiecaj mi coś w zamian – odcięłam się pięknym za nadobne.

– Co takiego?

– Nigdy więcej nie gotuj! – Zrobiłam przerażoną minę, po czym, nie mogąc wytrzymać, wybuchłam gromkim śmiechem. Obróciłam się z zamiarem wyjścia.

– Panno Granger. – Zatrzymał mnie spokojny głos seniora. – Dziękuję.

– Nie ma za co. To mój obowiązek. – Po raz ostatni spojrzałam na całą rodzinę. Chciałam udać się do pokoju uzdrowicieli, by wypełnić wszystkie papiery. Windy w tym szpitalu były tak okupowane, że od razu skierowałam sie na klatkę schodową. Przemierzając kolejne stopnie, zastanawiałam się, jak to możliwe, że tak szybko zmienia mi się nastrój. Raz zrozpaczona, za chwilę radosna. Hm, dziwne. Nagle poślizgnęłam się, a następne, co czułam to ból, potem była już tylko ciemność.



~~*~~

W kominku trzaskał ogień. W komnacie królowała zieleń tak ciemna, że można ją było pomylić z czernią. Wielkie regały przy ścianach nadawały mroczny klimat, a półki ze składnikami do eliksirów wprawiały w lekki niepokój. Na środku pokoju znajdowały się dwa fotele, mała kanapa i stolik do kawy. Leżał na nim otwarty album. Na zdjęciu była kobieta o brązowych włosach, o uśmiechu niosącym radość i czekoladowych oczach pełnych ciepła. Wyłaniała się zza zasłonki, posyłając buziaka. Niewątpliwie można ją nazwać piękną. Na wcześniej wspomnianych fotelach siedziało dwóch mężczyzn w różnym wieku, pili spokojnie ognistą whisky. Cisza ogłuszała, jednak widać było, że im to nie przeszkadza. Czuli się rozluźnieni, odpoczywali.

– Pamiętaj, że obiecałeś. – I choć ton głosu był kojący, to brutalnie zburzył panującą harmonię. Młodszy mężczyzna poruszył się niespokojnie.

– Pamiętam – odparł, upijając kolejny łyk ze swojej szklanki.



              
~~*~~
Cześć!
Rozdział drugi za mną, mam nadzieję, że Was zaciekawi. Sądzę, że troszeczkę nadużyłam słowa "pacjent", ale to wy ocenicie. Bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednią notką, To dla mnie niezmiernie ważne. Kolejny post pojawi się za miesiąc, czyli 1 marca. Nie mogę pisać częściej, ponieważ jest szkoła, a jak ustalam taki przedział czasu, to nie koliduje on z innymi obowiązkami. Kończę, bo Was zanudzę.


Pozdrawiam Cornelia Grey.. :*

P.S. Przepraszam za przecinki.

11 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ;D
    Zdecydowanie potrzebuję więcej Severusa w opowiadaniu :D
    Końcówka mnie zaintrygowała, kto i co obiecał? Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały poprawiacz humoru w chorowite dla mnie ferie. Severus, Twój Severus jest intrygujący. Rozdział bardzo mi się podobał, był taki... lekarski :)
    Przepraszam, ale więcej niestety nie napiszę. Ból głowy mówi sam za siebie...
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Aveline

    OdpowiedzUsuń
  3. Ajj! Zburzyłaś moje idealne wyobrażenie Dracona jako dobrego kucharza! Jenak ta scena była tak dobrze opisana, że jestem w stanie Ci to wybaczyć :) Jestem ciekawa czy Hermionie się nic nie stanie po tym upadku i oczywiście zżera mnie ciekawość kto obiecał coś Severusowi (bo tak mi się wydaje, że to jemu) i co dokładnie. Nie wiem jak ja wytrzymam ten miesiąc!

    Tutaj też znalazłam jeden błąd: Nie ten na wierzy astronomicznej. - wieża piszę się przez ż

    Pozdrawiam
    http://granger-malfoy-po-latach.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaufać internetowi pod względem ortografii.. Przepraszam, zaraz poprawię.. :)

      Usuń
  4. Zostałaś nominowana do Lisbster Blog Award!
    Więcej informacji na moim blogu: http://harry-potter-chlopiec-ktory-przezyl.blogspot.com/

    Pozdrawiam, Alexx ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie czeka już na Ciebie nowa miniaturka :) http://granger-malfoy-po-latach.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne! Na początku *znowu!* myślałam, że Narcyza umrze xD I jeszcze raz Severus! Zdecydowanie mnie zaciekawiłaś. O jaką obietnicę chodzi? I jeszcze ten album... ♥
    Lecę dalej ^^

    Pozdrawiam,
    BellatriX

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach ten Severus...*-*
    Wspaniały! Cóż więcej mogę powiedzieć? ;)
    Lekko się czyta ;)
    W wolnej chwili zapraszam do siebie, jeśli masz ochotę oczywiście; *
    Byłabym wdzięczna za opinię. Dopiero zaczynam; )
    mudblood-princess.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. rozdzial bardzo udany. mam wrażenie że między Hermiona a Draco jest pewien układ. niby się nie lubią się i sobie docinaja ale to Jednal zdaje się być takie powierzchowne. a pod spodem. ..przyjaźń?
    Sev.... kurcze.. co to za obietnicą? i kim jest ten drugi mężczyzna?

    OdpowiedzUsuń