Pójdę za tobą w ciemność
"Life works in mysterious
ways but when you find your inner glow is back and shining brighter, you know
it's right..."
Stoję
przy wielkiej fontannie przedstawiającej hipogryfa. Czekam na moją rudą
przyjaciółkę już dobre piętnaście minut, a ona jak zawsze się spóźnia! Jest
południe, na ulicy Pokątnej panuje spory ruch, więc chociaż staram się
wypatrzeć w tym tłumie tę charakterystyczną czuprynę, coś kiepsko mi idzie.
Zerkam na zegarek. Za pięć minut przepadnie nam wizyta u fryzjera. Madame
Charlotte to znana i rozchwytywana stylistka fryzur. Miejsce u niej graniczy z
cudem, no, chyba że jest się mną – bohaterką wojenną, przyjaciółką Harry’ego
Pottera, uzdrowicielem światowej klasy itd. Przed oczami miga mi czyjaś ręka, a
zaraz potem ktoś wiesza się na mojej szyi. Owym ktosiem okazuje się Ginny.
–
Hermiona! – wykrzykuje radośnie, a ja po prostu muszę się zaśmiać. Tyle
szczęścia w tak niewielkiej osóbce.
–
Ginny. Znów się spóźniłaś – mówię niby z naganą, choć tak naprawdę już mi
przeszło.
–
Wiem, przepraszam, ale w ostatniej chwili wypadł mi pilny przypadek. – Wykrzywia
usta, by okazać swoje niezadowolenie.
–
Dobra, mówi się trudno. A teraz szybko, bo na balu będziemy wyglądać jak
prawdziwe wiedźmy. – Czym prędzej ruszamy w stronę salonu mody.
Owy
salon to w rzeczywistości lokal o budowie szeregowej, wciśnięty między mały
sklepik z szatami a kawiarnię. Wielki szyld z fantazyjnymi zawijasami głosi
jego nazwę: Charlotte. Na wystawie, w oknie stoją dwa wielkie
wazony z kolorowymi piórami. Wchodzimy do środka i od razu otula nas zapach
lakieru. Krzywiąc się lekko, podchodzę do recepcjonistki, a już chwilę później
siedzę na fotelu i relaksuję się, kiedy jakiś stażysta myje mi włosy. Zajmująca
miejsce obok mnie Ginewra Zabini zerka w moja stronę co chwilę i jestem pewna,
że w jej mniemaniu to jest tak zwany dyskretny manewr.
–
Możesz powiedzieć, o co ci chodzi? –pytam w końcu, lekko zirytowana.
–
Co jest między tobą a Malfoyem? – odpowiada, wręcz kipiąc ciekawością.
–
Nic. A co ma być? – Patrzę na nią podejrzliwie, zmieniając fotel.
–
Mieszkacie ze sobą, opiekuje się tobą i cię wspiera. Proszę, bądź szczera,
jesteście razem? – Tłumaczy, silnie przy tym gestykulując.
–
Nie, Ginny, nie jesteśmy w związku. Przyjaźnimy się, to wszystko, przykro mi,
jeśli cię rozczarowałam. – Merlinie, jeśli moja najlepsza przyjaciółka tak
myśli, to co dopiero cała reszta społeczeństwa!
–
Ale idziecie razem na bal? – Nigdy się nie zniechęci?
–
Tak, idziemy razem na bal – odpowiadam.
–
Czyli może coś z tego wyjdzie. Pasujecie do siebie – mruczy cicho pod nosem, a
mnie krew zalewa.
–
Nie, nic z tego nie wyjdzie. Jesteśmy przyjaciółmi. Dobrze wiesz, że przyjaźń
damsko-męska jest możliwa. Przecież sama przyjaźniłaś sie z Harrym... – urywam
w pół zdania.
–
No, kochanieńka. Dokończ – mówi, rozbawiona. – Z tego, co pamiętam, to kochałam
się w nim, odkąd go poznałam. A ty i Ron? Podkochiwałaś się w nim od której klasy?
Drugiej? Więc nie mów mi, że taka przyjaźń istnieje.
–
No dobrze, pani profesor. To jak wyjaśnisz mnie i Harrego? – Podnoszę brew.
–
Wyjątek od reguły. Ot i cała filozofia. Zdarza się w każdej dziedzinie. Nie
oznacza to jednak, że masz rację. Ja ci mówię, jeszcze wypiję na twoim weselu z
Malfoyem – oznajmia wszystkowiedzącym tonem.
–
Prędzej poślubię Snape'a – rzucam w odpowiedzi kpiącym tonem. A moja
przyjaciółka wybucha gromkim śmiechem. Och, Ginny, gdybyś tylko wiedziała. Resztę
czasu rozmawiamy na lekkie i przyjemne tematy. Dowiaduję się, że państwo Zabini
myślą o wakacjach w Hiszpanii. To dobrze, należy się im. Na chwilę zahaczamy o
tematy zawodowe, a potem przekazujemy sobie wszystkie plotki.
Kiedy
wracam do domu, zastaje mnie kompletna cisza.
–
Draco? – wołam dla pewności. Odpowiada mi powolne tykanie wskazówek zegara.
Wzruszam ramionami i udaję się do mojego pokoju. Zostały mi tylko trzy godziny
do balu. Gdy przechodzę przez salon, w oczy rzuca mi się wielki nagłówek z
Proroka Codziennego: Rudolf Lestrange nie żyje! Barty Crouch Jr na
wolności! Ech, kochana Rita już na drugi dzień umieściła szczegółowy
artykuł na temat niekompetencji aurorów, o haniebnej ucieczce z Azkabanu,
dokładnie podkreślając, że do tej pory udało się to tylko jednej osobie.
Podważyła nawet moje dobre imię, twierdząc, że być może mam coś wspólnego ze
śmiercią pacjenta, którym się zajmowałam. Szczyt zuchwalstwa, lekkomyślności i
całkowity brak manier! Im dłużej żyję na tym dziwnym świecie, tym bardziej on
mi się nie podoba. Nikt naturalnie nie uwierzył w insynuacje pani redaktor,
jednak plotki poszły w świat. Reporterzy przez trzy dni nie dawali mi spokoju.
W końcu, zniechęceni brakiem jakichkolwiek komentarzy z mojej strony,
przestali. Ubolewając nad głupotą ludzi, idę do łazienki.
Szybki
prysznic później stoję przed toaletką, robiąc makijaż. Podkreślam oko, tuszuję
rzęsy, nakładam róż na policzki. Delikatna pomadka ozdabia moje malinowe usta.
Rozpuszczone loki okalają całą twarz. Wstaję, ściągam satynowy porannik, pod
którym mam na sobie tylko bieliznę. Zakładam pończochy z wprawą chirurga,
ostrożnie, by nie zrobić oczka. Następnie szpilki, będzie o wiele wygodniej założyć resztę. Na koniec
zostaje sukienka. Moja królowa. Bardzo długo jej szukałam. Spędziłam
godziny w jej sklepach, potem na lekkich przeróbkach, aż uzyskałam zamierzony
efekt. Nie mogę się doczekać, aż on mnie
zobaczy. Tak, zrobiłam to dla niego. Chcę zobaczyć jego minę, uznanie w
jego oczach, choć wiem, że szybko ukryje je pod maską obojętności. Z pomocą
różdżki zapinam suwak zamka. Znów udaję się do toaletki, tym razem po flakonik
moich ulubionych perfum. Bez, konwalie i róże. Uśmiecham się z nadzieją, że ten
stan będzie trwał cały wieczór. Powolnym krokiem kieruję się do drzwi mojego
pokoju. Energicznym ruchem wychodzę i widzę w salonie Draco. Stoi przy oknie i
popija nieśmiertelną whisky, ubrany w szykowny, dopasowany garnitur – wygląda
niesamowicie elegancko. Rozczochrane włosy dodają mu tylko uroku. Odchrząkam
cicho, by dać znać o swojej obecności. Ogląda się przez ramię natychmiast.
–
Wow!– Luzuje czarny krawat. – Kobieto, bo jeszcze pomyślę, że to dla mnie się
tak wystroiłaś – rzuca w końcu z typową dla siebie ironią. Już dawno nauczyłam
się, że w ten sposób oni się po prostu chowają. Oni, czyli Draco, Severus,
Lucjusz, a nawet w nielicznych momentach Blaise. To chyba jest typowa cecha Ślizgona.
Z Harrym czy Ronem nie miałam takich problemów.
–
Malfoy, myślę, że nie ode mnie tego oczekujesz – odpieram, zmieniając wyraz twarzy
na kpiący, kiedy przypominam sobie jego czuły gest, skierowany do Emmy. Wyszła
ze szpitala tydzień temu i choć wciąż ma wolne, wiem, że na balu się
pojawi.
–
Nie wiem, o co ci chodzi – mówi szybko. – Pośpieszmy się, nie wypada się
spóźnić.
–
Tak mówią twoje arystokratyczne zasady? – pytam.
–Tak
mówię ja i to powinno ci wystarczyć. – Podchodzi do mnie i podaje mi ramię, a w
chwili, gdy je ujmuję, otacza mnie ciemność.
Hogwart
to jedno z tych miejsc, które nigdy się nie zmieniają. Widok zawsze będzie
zapierał dech w piersi, strzeliste wieżyczki będą przecinać niebo,
majestatyczna budowla będzie przyprawiać gęsią skórkę. Wszystkie te czynniki po
prostu są i już sie nie zmienią.
Dzisiejszego
wieczoru jasno świecący księżyc pokazuje drogę do zamku. Skąpane w jego blasku błonia
mienią się tysiącami barw. Bijąca wierzba prezentuje się dostojniej niż zwykle
– ale to wszystko zdaję się dostrzegać tylko ja. Idziemy razem z Draco pod
ramię pod same schody szkoły, gdzie czekają reporterzy i fotografowie. Od
błysku fleszy można dziś oślepnąć. Zatrzymujemy się na moment, by zapozować, i
ruszamy dalej, słysząc głośne krzyki dziennikarzy.
–
Panno Granger! Panie Malfoy! Czyżby nowa miłość?
–
Chodzą plotki, że pan Malfoy już się do pani wprowadził, czy to prawda?
–
Proszę to skomentować! – Wymieniamy ze sobą spojrzenia, po czym wybuchamy
gromkim śmiechem. Och, ludzie potrafią być pomysłowi, kiedy chcą.
–
Wygląda na to, że znów będziemy na językach całego magicznego społeczeństwa. – Wzdycha ciężko.
–
Oj, nie marudź, przynajmniej będzie wesoło. – Oj, tak. Śmiechu to nam nie
zabraknie. Docieramy do Wielkiej Sali, skąd słychać spokojną muzykę i gwar
głośnych rozmów.
–
Gotowa? – pyta cicho.
–Gotowa
– odpowiadam.
Wielka
Sala zmieniła się nie do poznania. Z sufitu zwisają białe i błękitne girlandy.
Kwiaty stoją wszędzie, gdzie się da, w wielkich wazonach, nie ma jednak
wrażenia przepychu. Są rozmieszczone z pomysłem, dzięki czemu dają fantastyczny
efekt. Jasne światła sprawia, że przenosimy się do krainy lodu. Setki par w
całym pomieszczeniu szukają swego miejsca, niektórzy już tańczą, inni rozmawiają
w grupie swoich znajomych. Gdy wchodzimy, oczy wszystkich zebranych na chwile
zwracają się na nas. Widzę podziw, uznanie, szacunek, słyszę szepty, ale szukam
jego. Stoi z dyrektorem na drugim
końcu sali, rozmawiają z ożywieniem. Spogląda w stronę drzwi, gdy dociera do
niego zamieszanie, jakie wywołaliśmy. Nasze oczy się spotykają i choć dzieli
nas całego pomieszczenia, jesteśmy sami. Tylko on i ja. Skina lekko głową w
geście powitania, na co odpowiadam tym samym, a potem znikam w tłumie.
Zaczyna
mnie już boleć głowa. Gwar wszystkich rozmów pomieszany z muzyką staje się nie
do wytrzymania dla moich biednych uszu. Dawno się od tego odzwyczaiłam, w pracy
panuje względna cisza. Nic nie może się równać ze spokojem na sali operacyjnej.
Wszystko jest poukładane, ustalone, perfekcyjnie zagrane. Nasz koncert trwa
nieprzerwanie godzinami i gdy tylko się kończy, zaczynamy od nowa. Na nowych
deskach sceny, z nowym instrumentem. Dziś, w tym miejscu panuje chaos, którego
tak nie znoszę. Tańczę właśnie już sama nie wiem który taniec z Draco. Sprzeczamy
się cały wieczór o najnowszą technikę wykonywania kraniotomii. Gdy kończy się
kolejna piosenka, czuję na ramieniu czyjś dotyk. Obracam się zaskoczona, ale
kiedy dostrzegam, kto za mną stoi, wpadam w najprawdziwszy szok. To Severus.
–
Czy można prosić o kolejny taniec? – pyta uprzejmie. Odruchowo przytakuję. Wysportowane
ramiona Malfoya zastępują szersze, muskularne i silne. Przymykam powieki,
delektując się tą chwilą. Pierwsze dźwięki melodii zwiastują mój rychły koniec.
Walc angielski. Zbyt blisko siebie. Jest wyższy – mimo moich szpilek. Chcąc
zobaczyć jego twarz, unoszę głowę. Wpatruje się we mnie intensywnie, zaborczo i
cholernie seksownie. Uchylam lekko usta, a serce przyśpiesza gwałtownie. Och, widzę
to, widzę w jego oczach tę rozpaczliwą potrzebę. Prośbę, nieme błaganie o
pocałunek. Oddech mi przyśpiesza, jego też, czuję to. Jakaś niewidzialna siła
przyciąga nas do siebie. Otumania. Już nie jesteśmy dwójką ludzi. Niezależną
kobietą i wolnym mężczyzną. Jesteśmy jednym ciałem, duszą. Krwawiące rany w
sercu goją się w tym tańcu. Nie ma nikogo koło nas. Znikają ludzie, czas i
świat. Wirujemy na parkiecie, modląc się, by ta chwila nie minęła. Czuję magie
w powietrzu, ale przede wszystkim czuję jego zapach. Zapach bezpieczeństwa,
domu i miłości. Upajam się nim, niczym zdrowiejący alkoholik, stający nad
przepaścią swojego nałogu. Tak jest w tej chwili. Severus nachyla się i zanurza
nos w moich włosach, przyciągając mnie bliżej, o ile to jeszcze możliwe.
–
Nie myślałam, że to będzie takie trudne. Sądziłem, że zdążyłem w samą porę, że
nie oczarowałaś mnie aż tak. Że się wyleczę, gdy tym czasem... Nie potrafię bez
ciebie żyć. Stałaś się powiewem świeżego powietrza. Wdarłaś się w moje życie,
gdy ogień trawił w nim wszystko naokoło. Uważałem, że nie ma już nadziei,
traciłem wiarę, że uda mi się uratować. Dym dostał się już do moich płuc.
Dusiłem się, i wtedy pojawiłaś się ty. Otworzyłaś mi oczy, pokazałaś, że
mam, o co walczyć... Uratowałaś mnie, ale... i uzależniłaś. Stałaś się
jednocześnie ostatnią deską ratunku i gwoździem do trumny – mówi to cicho, z
ledwo wyczuwalnym cierpieniem. Cały czas chowając twarz w moich lokach. Łzy
zbierające się pod powiekami chcą się uwolnić, ale nie mogę na to pozwolić, nie
tu. Każde jego słowo boli jak uderzenie bata. Nie potrafię bez ciebie
żyć. Ostatnie takty melodii kończą nieubłaganie naszą chwilę
bliskości, ale nie mogę tego tak zostawić. Chcę wiedzieć więcej, choćbym miała
umrzeć z bólu.
–
Nie tu. Znajdź mnie w moim bezpiecznym miejscu. – Staję na palcach i szepczę mu
te słowa wprost do ucha zdławionym głosem. Następnie szybko i delikatnie muskam
jego policzek, składając czuły pocałunek. Odsuwam się, nie sprawdzając jego
miny. Odchodzę z dumnie uniesioną głową. Stałaś się powiewem świeżego
powietrza. Pokonuję tłum gości, wymieniając się z innymi typowymi
formułkami grzecznościowymi. Zmierzam do wyjścia. Sądziłem, że zdążyłem w
samą porę, że nie oczarowałaś mnie aż tak. Idę kolejnymi korytarzami,
pochodnie oświetlają gołe mury zamku. Krok za krokiem. Szpilki w zetknięciu z
podłogą wydają głuche dźwięki. Nie chcę płakać, wiem, jak skończy się to
spotkanie, wiem, że na łzy przyjdzie czas. Przez chwilę zastanawiam się, czy mu
nie powiedzieć, że zostanie ojcem. Kładę dłoń na wciąż płaskim brzuchu. Już niedługo
i wszyscy się dowiedzą. A wtedy wyjadę. Zostawię wszystko, zniknę. Układam
szczegółowy plan. Dam radę. Schodzę po krętych, stromych schodach. Podnoszę suknię,
by nie upaść. Kiedy schodzę z ostatniego schodka, jestem już prawie na miejscu.
Wielkie, mahoniowe drzwi dzielą mnie od mojego bezpiecznego miejsca. Przykładam
rękę do drewna.
–
Pójdę za tobą w ciemność – szepczę, a dłoń zaczyna jarzyć mi się błękitnym
światłem, kilka sekund później słychać charakterystyczny szczęk i drzwi się
otwierają. Wchodzę do środka. Komnaty Severusa. Tylko nieliczni mają do nich
wstęp. Hasło wymyśliliśmy razem, pewnego wieczoru, siedząc przy kominku. Teraz
wybieram ciemnozielony fotel i zajmuję w nim miejsce. Ciekawi mnie, kiedy
przyjdzie i czy w ogóle się pojawi. Dusiłem się, i wtedy pojawiłaś się
ty.
Moje
obawy wydają się bezpodstawne. Przychodzi już chwilę po tym, jak siadam. Nie oglądam
się, przez cały czas jestem odwrócona do niego tyłem. Co ja chcę mu powiedzieć?
–
Ja umiem bez ciebie żyć. Robiłam to przez całe sześć tygodni. Umiem. – Słyszę,
jak wciąga głośno powietrze. – Ale nie chcę. Nigdy nie chciałam – mówię to z
prostotą, wpatrując się w płomienie. Wdarłaś się w moje życie gdy ogień
trawił w nim wszystko na około. Wstaję i powoli podchodzę do niego.
Wpatruję się w jego oczy i uśmiecham nieśmiało. Znalazł mnie. Wiedział, gdzie
znajduje się moje bezpieczne miejsce. Och, Severusie, jest tyle rzeczy,
które chciałabym ci powiedzieć. Chcę krzyknąć na cały głos, jak bardzo cię
kocham. Pragnę, byś wiedział, jak bardzo mnie wtedy zraniłeś. Jak ciężko mi się
oddycha z dala od ciebie. Jak tęsknię za twoim dotykiem. Ale znam cię i wiem,
że żadne słowo, które padło tej nocy z naszych ust, nic nie zmienia. Nie
mogąc się powstrzymać, całuję go. Słodko, czule, namiętnie. Przyciąga mnie do
siebie, wplata palce w moje włosy. Po raz ostatni oddaję mi siebie. Stałaś
się jednocześnie ostatnią deską ratunku i gwoździem do trumny.
~~*~~
W
moim życiu nie było wiele szczęścia. Nie było miłości, każda
decyzja wiązała się z bólem. Przeżyłem dwie wojny, walczyłem do utraty
tchu. Za wolność, za ojczyznę, za honor. I kiedy to się skończyło, a ja
błagałem o śmierć, pojawiła się ona. Tyle lat młodsza, taka piękna, pełna
wiary. Była moja zgubą. Ale będę żył, póki jej uśmiech niesie pocieszenie, póki
jej dłonie ratują życie. Póki ona walczy za nas wszystkich. Przeżyję, bo jak
powiedziałem wcześniej, ocaliła mnie. Stałaś się jednocześnie ostatnią
deską ratunku i gwoździem do trumny.
~~*~~
Cześć!
O Boże, skończyłam! Normalnie nie wierze. Obejrzałam ostatnio Rozważną i Romantyczną z kochanym Alanem Rickman'em. Świetnie zagrał, polecam. Nie ględzę więcej. Proszę o komentarze.
Chce wam złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji Dnia Dziecka! Pamiętajcie, że wszyscy nimi jesteśmy!
Conelia Grey.. :)