"Jak krótka jest pamięć… Najkrótsza wtedy, kiedy ma się władzę."
Kiedy byłam mała i nie mogłam zasnąć, mój tata siadał
obok mnie opowiadając bajki. Wymyślał je na poczekaniu, więc nie wszystkie były
logiczne, ale niezwykłą radość sprawiała mi myśl, że robi to tylko dla mnie.
Każda z historii miałam ten sam morał - dobrym ludziom przytrafiają się dobre
rzeczy. Wierzyłam w tak długo jak było to możliwe. Trzymałam się tych słów
rozpaczliwie, bojąc się otworzyć oczy i zobaczyć prawdę, że teraz rzeczywistość
jest w stanie mnie zabić.
Już raz to przerabiałam. Myślę, że to dlatego czuje
tak silny wstyd. Bo już raz to robiłam. Różnica polega na tym, że wtedy mimo
wszystko miałam dumę, teraz jestem w ciąży i uganiam się za facetem jak głupia.
Ba, ja mu nawet pokazałam, że mi zależy i jeszcze przez niego płaczę. Nie tak
to powinno wyglądać, jestem żałosna. Staje przy zimnej ścianie lochów,
opierając się o nią całym ciałem. Po policzkach płyną mi gorące łzy, scena z
komnat Severusa przewija się w mojej głowie raz za razem jak zacięta płyta.
Niedobrze mi. Czy gdyby moje życie nie było tak skomplikowane to gdzieś tam na
świecie zdarzyłaby się jakaś straszna katastrofa? To chore. Czuję się jak na
karuzeli, wszystko się kreci i nie potrafię nad tym zapanować. Czy ktoś kto
odpowiada za mój scenariusz uwzględnił fakt, że ja nigdy tak naprawdę nie
lubiłam karuzel? Mdli mnie od nich. Słyszę pośpieszne kroki na korytarzu za
mną. Zalewa mnie gniew na mnie samą, bo dokładnie wiem do kogo należą. Nie mogę
go spotkać, nie teraz, nie tak szybko, nie mogę! Chaos w mojej głowie w cale mi
nie pomaga. Ruszam na tyle szybko na ile pozwala mi brzuch, chce stąd uciec jak
najprędzej. Trzy korytarze dzielą mnie od szkolnej kuchni i kominka. Dwa,
jeden, do wolności pozostaje jeszcze tylko zakręt i… z impetem uderzam w ludzki
mur. Odbijam się i już widzę zbliżająca się podłogę, gdy silne ramiona oplatają
mnie i przytulają do swej piersi. Do nozdrzy dostaje się jego zapach, mam gęsią
skórkę, mała wyczuwając obecność ojca kopie mocno, a magia szaleje za jej
sprawą. Podnoszę wzrok i napotykam czarne jak noc tęczówki. Myślę, że mam zbyt
wysokie szanse na zawał w tym wieku. Nasze usta zbliżają się do siebie, aż w
końcu nie ma między nimi żadnej przestrzeni. Przyciąga mnie bliżej, a ja
zarzucam mu ramiona na szyję. Jestem rozbita, potrzebuje tego, odrobiny bezpieczeństwa.
To nie pocałunek, to błaganie o
pozostanie. Namiętność, pasja i miłość ścierają się z nienawiścią,
zgorszeniem i żalem. To potwierdzenie przynależności, zaznaczenie terenu. Nie
ma w tym nic brudnego, to dobry pocałunek, nie teki jak z Penelope. Trzeźwieję,
przeklęta scena znów pojawia się mi przed oczami i dłużej nie mogę. Odrywam się
i nie jestem jedyną z przyśpieszonym oddechem, ale czy to ważne? Biorę zamach i
policzkuję go na środku pustego, ciemnego korytarza. Chce się odsunąć, ale mi
nie pozwala. Dotyk parzy, zabija.
– Puść –szepcze, nie mam siły krzyczeć.
– Nie, Hermiono zrozum… - próbuje, ale nie pozwalam mu
dokończyć.
– Byłem pijany, samotny, czy to nie tak? Które jest
twoim usprawiedliwieniem? – pytam. – Hermiono zrozum nie pamiętałem – kończę
gorzko.
– Zrozum, ty naprawdę jesteś jednocześnie ostatnią
deską ratunku i gwoździem do trumny – jego spokojny baryton sprawia, że krew w
żyłach wrze, otwieram szeroko oczy w reakcji na te słowa.
– Przestań – udaje mi się wydusić, ale ona tego nie
robi.
– Odczarowałaś mnie. – Jego dłoń znajduje się na mojej
tali i przyciąga mocno i pewnie do siebie, choć przecież jesteśmy tak blisko.
– Nie rób tego – błagam.
– Przysięgałem zrobić wszystko. – Nasze czoła stykają
się i wiem, że przegrałam, choć wojna wciąż trwa.
– Proszę – Pozwól mi odejść.
– Oboje wiemy, że pójdziemy za sobą w ciemność – mówi
cicho.
– To była zdrada. – Moje wierne towarzyszki –łzy,
powracają.
– Nie, przerwałaś to, zanim do czegokolwiek doszło. –
Chce mi się śmiać, to ma być wytłumaczenie.
– Pocałowałeś ją. Nie mów, że to nie ma znaczenia. Od
miesięcy nie patrzyłam na innego mężczyznę. Może powinnam iść i rzucić się na
pierwszego lepszego, przecież to nie będzie zdrada – zalewa mnie furia.
– Widziałaś to, czy całowałem ją tak jak ciebie? Czy
były w tym uczucia, które tak skrzętnie skrywam? Czy było w tym cokolwiek? –
jego oddech owija mój policzek, nasze usta znów są blisko, za blisko. Muszę to
przerwać albo… podnoszę się na palcach i całuję go zachłannie, z uwielbieniem i
czcią, moje dłonie wędrują po jego torsie, szyi, twarzy. Uczę się go na pamięć,
dokładnie wiedząc co zrobił kilkanaście minut temu i do czego doszłoby gdybym
im nie przerwała. To mój prezent dla niego, pożegnanie. Nie dam mu już nic
więcej. Jestem świadoma, że pamięta, ale mam dość czekania. Wspomnienia
wróciły, ale sytuacja wciąż jest taka sama, a może nawet gorsza. Bo to była
zdrada. Dotykał jej tak jak mnie, pragnął jej, pozwolił jej podejść. Kiedy
brakuje nam tchu, odsuwamy się, a znów staje na palcach by móc szeptać wprost
do jego ucha.
– Przepraszam. – Różdżka wysuwa się z rękawa, a zaklęcie wypowiedziane niewerbalnie uderza
w niego i odrzuca na przeciwległy koniec korytarza. Kilka sekund później wchodzę
w płomienie i znikam.
Dokładnie wiem czego potrzebuję, chcę krwi i masakry.
Znam tez miejsce, gdzie mogę to dostać i oto jestem. Ostry dyżur w szpitalu św.
Munga to chaos i zniszczenie. Klaszczę w dłonie, a moje zwykłe ciuchy
zamieniają się w zestaw do pracy i fartuch, szczęściem nie widziałam jeszcze
Draco. Drzwi wejściowe otwierają się szeroko, do środka zostaje wniesiony na
noszach mężczyzna. O! Chyba do mnie, z jego klatki piersiowej wystaje wielki
kawał szkła. Przymykam oczy, może to nie jest jego dobry dzień, ale mój na
pewno. Uratuje jego życie, zaszyje się na bloku. Podchodzę do niego żwawo.
– James Casey, trzydzieści trzy lata, nieprzytomny w
momencie naszego przybycia, stracił dużo krwi – recenzuje wysoka sanitariuszka.
– Okay – odbieram kartę i ją przeglądam, po czym
zwracam się do pielęgniarki – Zróbcie mu badania i przygotujcie do operacji. –
Ta kiwa głową na znak zgody, wychodzę z pomieszczenia na otwartą przestrzeń izby.
Składam odpowiednie podpisy przy recepcji i wysyłam krótką notkę do ordynatora,
aby powiadomić go gdzie mnie może znaleźć. Mojego przyjaciele mam gdzieś, bo
wszystko co się dziś stało było tylko i wyłącznie jego winą. To on powinien
pojawić się w tych przeklętych komnatach. Swoją drogą ciekawe komu byłby
wierny, mi czy wujowi. Zapewne Snape’owi, w końcu oni z tą ich ślizgońską
solidarnością. Piszę wiadomość na pager mojego rezydenta, skoro już jestem, to
niech się czegoś nauczy i załatwi mi kawę. Albo nie, nie mogę. Co oczywiście
jest winą tego podłego drania, który nie umie trzymać rąk przy sobie. Splatam
długie loki, chyba skrócę włosy. Jak mi się nie spodoba to uwarzę eliksir i
znów będą takie same. Myślałam, że ostateczne podjęcie decyzji przyniesie mi
ból, ale mam wrażenie, że zniosłam już taką ilość, że nic mnie nie ruszy. Ja…
po prostu to zrobiłam. Poddałam się, ale kiedy walisz głową w mur musisz w
końcu zrozumieć, że nie dasz rady go zburzyć. Idę do mojego gabinetu i
zostawiam tam fartuch, zabieram za to ulubiony czepek – czerwony z herbem
Griffindoru, prezent od profesor McGonagall na ukończenie Magicznej Akademii
Uzdrowicieli. Droga na blok zajmuje mi kilka minut, spotykam kilka znajomych
twarzy, z którymi się witam, ale nie wdaje w szczegóły, mam pacjenta. Popycham
drzwi biodrem i wchodzę do pomieszczenia gdzie mogę umyć ręce, brakowało mi
tego. Mój uczeń już tu jest.
– Pani Granger, nie spodziewałem się pani. Myślałem,
że można się pani spodziewać dopiero od poniedziałku – wita się nie zgrabnie.
– Black chcesz się czegoś nauczyć? – pytam.
– Tak jest proszę pani – odpowiada natychmiast.
– To nie kabluj Malfoy’owi i rób co należy – warczę.
– Tak jest proszę pani – powtarza, prostują się.
– Skończ z tą panią, to tylko kilka lat różnicy, a ty
robisz ze mnie babcie – przewracam oczami.
– Gdzież bym śmiał – uśmiecha się czarująco, a ja
odwzajemniam i wchodzimy na moją scenę.
– Okay wszyscy, to idealna pora by uratować komuś
życie.
Jestem tu od godziny, gdy na
blok wchodzi blond dupek.
– Słyszałem plotki, ale nie
chciałem wierzyć. Co tu robisz? – pyta zakrywając twarz maseczką.
– Wyciągam szkło z jego
klatki, nie widać? – ironizuje.
– Hermiona! – podnosi głos,
ale ja nawet na niego nie patrzę. Jestem wściekła, ale… na właśnie ale.
– To twoja wina, gdybyś mnie
tam nie wysłał, w ogóle nie byłoby problemu – mówię, próbując zatamować
krwotok.
– Miałaś go tylko zbadać, co
się stało? – podchodzi bliżej i zagląda przez ramię rezydentowi.
– Pocałował ją, rozumiesz?
Merlin raczy wiedzieć do czego by doszło gdybym im nie przerwała. Cholera! – Dlaczego
nie mogę tego zatamować?
– Na pewno? Widziałaś to? –
Super, jest zaskoczony, ulżyło mi, bo już myślałam, że posłał mnie tam
specjalnie. – Może da się to jakoś wytłumaczyć?
– Wiesz co Malfoy, jestem
niesamowicie ciekawa jak wytłumaczysz to, że ich usta się skleiły – warczę.
– Co zrobiłaś? – odzywa się
dopiero po kilku minutach, jego głos się zmienia, staje się przygotowany na
najgorsze. Ma racje, bo to już nastąpiło. Zrobiłam to co należało zrobić już
dawno i choć nie cierpię, to niesmak pozostaje. Mocny skurcz żołądka i
nieregularne bicie serca lub jego brak. Wyciągam kawał szkła z klatki mężczyzny,
cóż za ironia, gdybym tylko tak samo łatwo potrafiła zszyć własną duszę, co
jego ranę.
– Posłałam go do diabła. A on
sobie przypomniał. – Odkładam ciało obce do sterylnej miski z głuchym
dźwiękiem.
– Widziałem wiele par i
jeszcze więcej odcieni miłości. Widziałem też strach, śmierci i zniszczenie. Myślę,
że jesteście po prostu głupi, bo to co was łączy jest prawdziwe, to historia,
która może zakończyć się szczęśliwie. Dlaczego to sobie robicie? Łączy was to
czego inni nigdy nie zrozumieją, ale również nie doświadczą. Czytałem o takich
związkach, zdarzały się one wiele lat temu, to magia sprawiła, że to się
zaczęło, a wy jak ślepcy odrzucacie siebie. Ogarnij się Miona, Ogarnij się błagam,
bo mimo twoich słów to nie jest jeszcze koniec. Macie mieć dziecko, do cholery.
Życie nie jest tylko czarne i białe, pomiędzy tymi kolorami jest szary. – Nigdy
nie widziałam go tak przejętego, nigdy też chyba nie wyraził w pełni tego co
myśli o mnie i Severusie, ale teraz mu ulżyło. Nie dziwie mu się, musiał długo
to tłumić i choć to co powiedział, to prawda– nie wierze.
–Już za późno, Draco –
szepcze. W oczach znów mam łzy, ale nie czas na nie, mam robotę
– Za późno?– prycha. – To
dlatego siedzi w twoim gabinecie czytając najnowszy artykuł o właściwościach
eliksiru leczniczego? – Podnoszę głowę, by wyrazić swoje zdziwienie, ale ziemia
pode mną drży, słychać huk, gdzieś dalej i dźwięk pager’ów kilka sekund
później. Patrzę skoncentrowana na pielęgniarkę, która przerażona wpatruje się w
mały ekran. Moje serce bije mocno, adrenalina zalewa żyły, a zmysły się wyostrzają.
Stało się coś złego i to jasne, ale co. Draco również zamilkł jak zaklęty i
chce się upomnieć o wiadomości gdy pielęgniarka w końcu odzyskuje głos.
– To kod czarny, pani Granger.
Zaatakowano szpital– unosi na mnie zlękniony wzrok. W ilu jeszcze rzeczach mnie
okłamałeś, tato?
~~*~~
Cześć!
Czyżby wakacje? Nwm jak wy, ale ja się bardzo cieszę. Tak samo jak cieszę się, że udało mi się skończyć ten rozdział, bo jak początek poszedł gładko tak od połowy szło jak po grudzie. Mam nadzieję, że nikt mnie nie zlinczuje za to co zrobiła Hermiona. Proszę o komentrze i dziękuję, że jesteście. Za każdym razem jak zbliż się koniec miesiąca wyświetlenia idą w górę i to widać. Jesteście niesamowici!
Cornelia Grey!
Czyżby można się było spodziewać rozdziału "Death and All His Friends"?
OdpowiedzUsuńOch mam nadzieję że tak!!!
O matko i córko! Cóż za zwrot akcji na sam koniec! Pisz rozdział jak najszybciej! Oby powoli Miona wróciła do Seva.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i niech wena będzie z tobą. :)
Chryste Panie ! To. Jest. Genialne. Uwielbiam Ciebie i Twojego bloga. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału, udanych wakacji i weny ♥
OdpowiedzUsuńhmmm... akacja rzeczywiscie jak z serialu, widze sporo podobienstw, mam nadzieje ze nie skonczy sie tak samo (przynajmniej dla glownych bohaterow) :)
OdpowiedzUsuńJaki srial masz na myśli ? :-)
UsuńUwielbiam Twojego bloga! I czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością! Weny weny! Dużo weny życzę! ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny!
OdpowiedzUsuńDobrze,że Sev sobie przypominał, ale szkoda,że Miona nie chcę dać im szansy...
I kto zaatakował szpital!?
Czekam na kolejny i weeny :)
~gwiazdeczka
Kiedy kolejny rozdział. Czekam z niecierpliwością. Opowiadanie fantastyczne.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, ale dopiero na początku tego tygodnia, bo tak jak wszyscy wena też ma wakacje. A nie chciałabym zepsuć tego rozdziału. Przepraszam za zwłokę, i bardzo się ciesze, że Ci się podoba.
UsuńBędzie jutro. Please. Wchodze na twój blog normalne co godzine. Noc dzien praca. Non stop.
OdpowiedzUsuńJestem nowa i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :) Historia ciekawa i pełna zwrotnych akcji co przyciąga uwagę. Mam tylko nadzieję, że Severus sobie przypomni mimo rzuconego zaklęcia, bo osobiście wolę jak wszystko na końcu się układa i jest happy end :P Może jak Hermiona urodzi i Sev zobaczy swoją córkę? :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny! Bo sama wiem, że w wakacje potrafi być kapryśna :P :)
Musiałaś nie doczytać rozdziału. Sev już sobie przypomniał.
UsuńCześć :) już od jakiegoś czasu czytuję Twoje opowiadanie i uważam że jest naprawdę super, więc zdecydowałam się nominować Cię do Liebster Blog Award :) Po szczegóły zapraszam do siebie: http://hgss-magic-is-everywhere.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń