Poranne promienie budzą mnie ze
snu. Zaciskam mocnej powieki jakby to miało pomóc przed rażącym słońcem,
przeciągam się, a moje ciało owiewa lekki, ciepły wiaterek, który dostał się tu
przez otwarte drzwi balkonowe. Otwieram leniwie oczy długie, białe, zwiewne zasłony poruszają się w tylko sobie
znanym tańcu, coś obok mnie się porusza, po chwili zostaję przyciągnięta i
przytulona do drugiego ciała, męskiego ciała. Uśmiecham się zadowolona i
chwytam dłoń, która zaciska się na mojej tali, mruczę czując pocałunki na
ramieniu, nie pamiętam ile czasu minęło od kiedy było mi tak dobrze. Odwracam
głowę szukając ciepłych brązowych oczu, ale zamiast tego widzę stalowo
niebieskie tęczówki, uśmiech, od którego powinny mięknąć mi kolana jest
ironiczny, drażniący wręcz prowokacyjny. Włosy koloru hebanu mają platynowy
blond, ramiona są węższe i mniej umięśnione od tych, które tak dobrze znam. Nic
tu się nie zgadza i nie wiem co się dzieje poza faktem, że właśnie leżę w
jednym łóżku z Draco Malfoy’em. Zrywam się jak oparzona, ale ponieważ żadne z
nas nie było na to przygotowane spadam z posłania zaplątana w pościel, nie
przeszkadza mi to, chce jak najszybciej odsunąć się od mężczyzny, więc wycofuję
się sunąć tyłkiem po podłodze aż natrafiam na zimną ścianę. Może to nie ściana
jest chłodna, może to jednak wewnątrz mnie wszystko zamarza. Puls mi
przyśpiesza, serce wali jakby chciało uciec, źrenice się poszerzają i z całą
pewnością już nie oddycham ja po prostu dyszę jak stara lokomotywa. Co ja
zrobiłam i dlaczego do cholery nic nie pamiętam. Przeczesuję długie,
skołtunione włosy ręką i wtedy pada na nią mój wzrok. O Merlinie, co ja mam na
palcu? Złoto zaczyna mi ciążyć i parzyć,
albo tak mi się przynajmniej zdaje, ściągam go natychmiast choć jak na złość
mam z tym problem. Kiedy jednak uwalniam dłoń, rzucam pierścionkiem o
przeciwległą ścianę, spada z cichym dźwiękiem jeszcze kilka chwil kreśląc
kolejne okręgi po panelach. Malfoy przygląda mi się z rozbawieniem. Muszę stąd zniknąć, spanikowana rozglądam się
po pomieszczeniu w poszukiwaniu ubrań. Na fotelu znajduję sukienkę, o zgrozo,
białą wstaję powoli uważając by czasem okrywający mnie materiał nie zjechał
pokazując me nagie ciało. Mam gdzieś, że zapewne widział mnie już taką przez
większą część nocy, zachowam te resztki godności. Nie rozumiem tylko dlaczego nie
mogę sobie nic przypomnieć i dlaczego on nic nie mówi tylko tak bezczelnie się
gapi!? Rzucam mu wściekłe spojrzenie i zaklęciem zakładam suknię. Zauważam małą,
cienką książeczkę podnoszę ją po chwili z obawą, bo wiem co to jest. Niech to
nie będzie prawda, proszę niech to będzie głupi żart. Zaglądam do niej i aż
przechodzą mnie ciarki, trzymam w ręku akt małżeństwa zawartego pomiędzy
Hermioną Jean Granger a Draconem Lucjuszem Malfoyem.
– O kurwa – wyrywa mi się zanim
zdążę się powstrzymać.
– Dość elokwentnie jak na najmądrzejszą
czarownicę od czasów Roweny Ravenclaw –słyszę za plecami. Odwracam się gwałtownie,
mój szok zamienia się w furię, dlaczego on jest taki spokojny, kilka godzin temu
poślubił mugolaczkę! Już otwieram usta by rozwikłać tą absurdalną sytuację gdy
wtrąca się pager. Dwa w zasadzie, spoglądam na informacje i zaczynam szukać
kominka. Może to nie taki zły pomysł, przynajmniej mogę uciec i zaszyć się na
długie godziny w miejscu, w którym nie popełniam największych błędów swojego
życia. Kominek znajduję się po mojej lewej stronie bez słowa idę w
jego kierunku, ale coś sobie uświadamiam.
– Nie wiem w co pogrywasz i o
co w tym wszystkim chodzi, ale piśnij tylko słówko, a nie będzie czego szukać, jasne? – choć kończę
pytaniem, to nie czekam na odpowiedź po prostu wrzucam w płomienie garść
proszku fiuu i znikam.
*/*/*/*/*
Ostry dyżur w szpitalu św.
Munga przypomina w tej chwili szkolny korytarz w trakcie przerwy. Dopada mnie zewsząd
tyle różnych dźwięków, że krzywię się z
bólu. Wkraczam na arenę niczym burza, po drodze związuje włosy w niedbałego
koka, nie ma czasu na więcej. Pielęgniarka woła mnie do Sali urazowej numer trzy
gdzie czego na mnie pacjent. Po wstępnych badaniach dostaję to czego chciałam –
operację.
– Zabierzcie go na blok i przygotujcie,
czas nas goni – wydaje polecenie i wychodzę. Muszę się przebrać, bo wciąż noszę
tą nieszczęsną suknię. Próbuję odgonić zbędne teraz myśli o tym co się
wydarzyło i skupiam się całkowicie na swojej pracy. Droga do pokoju uzdrowicieli
zajmuję mi tylko chwilę, nie czekając na nic zakładam swój zwykły granatowy
strój chirurgiczny, poprawiam fryzurę tak by żaden włos się nie wydostał i biegnąc
na salę zawiązuje ulubiony czepek na głowie. Dokładnie myję ręce, biodrem
otwieram drzwi i już. Jestem w swoim świecie. Zaciągam się powietrzem, bałagan
w myślach znika, a ja odprężam się, bo wiem co mnie czeka, bo znam każdą
możliwość komplikacji, bo wiem jak sobie z nimi poradzić, bo jestem Hermioną
Granger najlepszym magokardiochirurgiem w Wielkiej Brytanii. Wkładam fartuch z
pomocą pielęgniarki i staję przy stole.
– Okay wszyscy, wnieśmy trochę
magii. Skalpel – biorę do ręki narzędzie i wszystko dookoła znika.
*/*/*/*/*
Kończę operacje dziesięć
godzin później, chciałabym powiedzieć, że jestem zmęczona, naprawdę bym
chciała jednak moje myśli znów kierują swe tory na temat mojego ślubu. Ślubu,
którego nie chciałam, którego nie pamiętam i którego nie można cofnąć. Gdy
tylko ta myśl pojawia się w moim umyślę robi mi się słabo. W świecie magii nie
przyznają rozwodów. Ręce zaczynają mi się trząść, łzy napływają do oczu.
– Panno Granger wszystko w porządku?
Jest pani strasznie blada – słyszę jak ktoś do mnie mówi, nie umiem jednak zareagować.
Jestem żoną Dracona Malfoya i nie dostanę rozwodu.
Jestem żoną Dracona Malfoya, mężczyzny, który większą część naszej
znajomości mnie nienawidził.
Jestem żoną Dracona Malfoya choć jestem martwa w środku.
Znów jest mi duszno, muszę stąd wyjść, nie wiem jak dotarłam
do mojego gabinetu, ale już po chwili znajduję drogę do domu. Wchodzę do
salonu, a mój wzrok pada na zdjęcie wiszące naprzeciwko. Mężczyzna na nim
opiera się swobodnie o samochód, ręce ma włożone do kieszeni spodni od
garnituru, przy pasku zaczepioną ma odznakę. Formalna biała koszula, krawat i
szelki, których używał by nosić broń. Uśmiecha się patrząc w bok, jego twarz
zdobi kilka zmarszczek. Na pierwszy rzut widać, że jest twardzielem, choć ja
wiem, że ma wielkie serce. Tyle wystarczy by tama, którą zbudowałam na potrzeby
operacji pękła. Trzęsę się już cała, łzy strumieniami opuszczają moje oczy,
nogi wiotczeją i nie daje rady utrzymać postawy pionowej. Upadam z łoskotem, z
gardła wyrywa mi się wrzask bólu, zaciskam pieści we włosach jakby cierpienie
fizyczne miało zagłuszyć ciężar winy, która na mnie spadła. Jest mi przeraźliwie
zimno i chyba nic już tego nie zmieni. Nic mi nie pomoże, bo nikt jeszcze nie
wymyślił lekarstwa na zdradę. Spadam w otchłań i już nawet nie walczę, w końcu…
zasłużyłam sobie.
Nazywam się Hermiona Jean Granger i poprzedniej nocy
zdradziłam mojego martwego męża.
Nazywam się Hermiona Jean Granger i już nie jestem wdową.
Nazywam się Hermiona Jean Granger i moje życie właśnie stało
się piekłem.
*/*/*/*/*
Cześć.
Dawno mnie tu nie było. Przyznam szczerze, że trochę boje się jak mnie przyjmiecie. Zastanawiam się też czy w ogóle ktoś o mnie jeszcze pamięta. Wracam po blokadzie i czuję ulgę, bo myślałam, że już nigdy nic nie napiszę. Liczę, że nowe opowiadanie o Hermionie Granger przypadnie Wam do gustu, proszę o szczere komentarze i Waszą aktywność. Tą historie można też śledzić na wattpadzie pod tym samym tytułem, ja również tam nazywam się Cornelia_Grey. Kończę z tłumaczeniem się i czekam na Waszą reakcje.
Cornelia Grey..