"Oh simple thing, where have you gone?
I'm getting tired and I need someone to rely on"
I'm getting tired and I need someone to rely on"
Wszyscy robią złe rzeczy, sama
wielokrotnie łamałam zasady i reguły. Za nic miałam zdanie innych, własne życie i kary, jeśli coś postanowiłam i przede wszystkim uważałam za
słuszne – działałam. Każda akcja wywołuje reakcje, tego się nauczyłam w ciągu
tych wszystkich lat. Nazywają mnie Hermioną Granger, najmądrzejszą czarownica
swojego pokolenia, ikoną, ale co oni tam mogą wiedzieć. Obserwują z boku,
patrzą na efekty końcowe i przyklaskują optymistycznie. Tak naprawdę nikt nie
wie ile musiałam poświecić, czego się wyrzekłam, co zmuszona byłam robić.
Prawdopodobnie też… nikt się już o tym nie dowie.
Biorę głęboki, gwałtowny wdech,
tuż przed otwarciem oczu. Pomału wraca mi czucie, coś przygniata mi klatkę
piersiowa, uniemożliwiając w pełni cieszyć się życiodajnym powietrzem. Jakaś
ciepła ciecz spływa po mojej skroni drażniąc skórę. Dotykam jej, nie do końca
rozumiejąc co się dzieje, rękawiczka, a raczej to co z niej zostało barwi
szkarłatna barwa, to krew. Marszczę czoło w reakcji na otępiający wręcz ból
głowy, w uszach mi dzwoni. W pomieszczeniu jest bardzo jasno jednak jakoś tak
dziwnie, nienaturalnie, zupełnie jak we mgle, albo nie! Jak w pierwszy śnieżny
dzień. Próbuję się skupić, to… to pył, opada na wszystko dookoła. Pierwsze
dźwięki przedzierają się do mnie przez skorupę – kroki, krzyki, chaos. Mało
mnie to jednak obchodzi, najważniejsze, że ja już skończyłam, zrobiłam to co
musiałam, teraz jest mi kompletnie wszystko jedno. Nagle przed oczami pojawia
mi się czarna plama, kogoś przypomina, ale tak strasznie ciężko jest mi się
skoncentrować. Mój mózg potrzebuje dobre pół minuty zanim wyostrzą się kształty
i kontury. Ah! No tak, to Severus, tych oczu nie można z nikim innym pomylić.
Jego rysy ściągnięte są w wyrazie przerażenia, a mimo to wciąż jest dla mnie
piękny i taki kochany. Jego wąskie usta poruszają się zupełnie jakby coś mówił.
Zaraz on naprawdę coś mówi.
– Spokojnie, wszystko będzie
dobrze, tylko się nie ruszaj – jego cudowny baryton pieści mój dopiero co
odzyskany słuch. Jednak te słowa w ogóle nie pasują do jego osoby. Podnoszę
powoli dłoń i dotykam szorstkiej faktury jego policzka, głaszczę go delikatnie,
unoszę leciutko kąciki warg na wzór uśmiechu, na nic więcej mnie nie stać, chce
mi się potwornie spać, czuję się jakby przebiegło po mnie stado hipogryfów.
Senność coraz mocniej zaciska swą pętle na mnie, Snape chyba powiedział coś
jeszcze, ale znów nie słyszę, robi się ciemniej, moja dłoń opada bez życia na
podłogę, a ja upadam wprost w ręce podstępnej ciemności.
~~*~~
3
dni później
Pode mną rozpościera się widok
na panoramę Londynu w całej swej okazałości, taka wysokość i ochrona tylko w
postaci kruchego szkła powinna już dawno wywołać u mnie lęk, dziś jednak mi to
nie przeszkadza. Jestem zafascynowana i oczarowana widokiem wiecznie szarego
miasta. Staram się nie zwracać uwagi na okropne pomieszczenie, w którym się
znajduję. Dźwięki aparatury drażnią mnie niemiłosiernie, zielonkawe, wyblakłe
ściany wywołują mdłości, a obrzydliwa brązowa kanapa, na którą zerkam od czasu
do czasu powoduje u mnie napad agresji.
– Żałujesz? – pada w końcu
kluczowe pytanie. To niedorzeczne, żebym musiała siedzieć tu ponad godzinę, aby
ten łysiejący staruszek z uśmiechem tak słodkim, ze mógłby spokojnie konkurować
z Umbridge, zadał to jedno pytanie. Pytanie, na które odpowiedź miałam
przyszykowana od trzech dni.
– Nie – krótka, stanowcza
odpowiedź, powinnam na niej skończyć, a jednak nie umiem. – Dziś zrobiłabym to
samo, bo kiedy walczysz o swoje życie, ba o życie własnego dziecka, każde
chwyty są dozwolone. Nawet jeśli… jeśli są tak podłe i okrutne.
– Jednakże gryzie Cię to, prawda?
– zauważa mój rozmówca. Prycham cicho, urażona.
– Crouch był szalony i
zakochany, czyniło to z niego niebezpieczeństwo pierwszego stopnia. Wysadził
pół szpitala, aby ratować tą kobietę, ja musiałam ratować to co zostało,
kłamstwo okazało się najlepszym sposobem – odpowiadam spokojnie, bez emocji.
– Nie odpowiedziałaś na pytanie
– nie daje za wygraną. Wiercę się
niespokojnie.
– Umarł ze świadomością, że
jego ukochana nie żyje, być może liczył, że spotkają się po drugiej stronie.
To, że ona go nie chciała nie ma żadnego znaczenia, bo że był wariatem
ustaliliśmy wcześniej. Upozorowałam jej śmierć, sprowokowałam go by popełnił
błąd, doprowadziłam na skraj. Jednakże
to była wojna, każde z nas miało równe szanse, okazałam się po prostu
sprytniejsza – wzruszam ramionami.
– To wciąż nie jest odpowiedź –
stwierdza uśmiechając się dobrotliwie, a przynajmniej to sobie wyobrażam, bo
stoję do niego tyłem. Ma racje, nie udzieliłam mu satysfakcjonującej go
odpowiedzi, nie wiem nawet czy ją znam. Milczę wiec, nadal obserwując Londyn,
bo gdy wypowiem słowa na głos, staną się prawdą. Czas mija spokojnie, swoim
torem, wskazówki zegara tykają, ktoś właśnie się rodzi, ktoś inny umiera, tak
jak umiera cząsteczka mnie. Obracam się
w końcu w jego stronę, lustruję od dołu do góry, chcę pokazać mu kto to
rządzi, zatrzymuje się na szarych
tęczówkach. Nie znajduję w nich jednak strachu czy zmieszania tylko spokój i
cierpliwość. Imponuje mi to, więc z szacunku podejmuję decyzję.
– Prawda – mówię, poczym ruszam
w stronę drzwi i wychodzę po cichu z dumnie uniesioną głową. To nieprawda, że
silne kobiety nie płaczą. Robią to znacznie częściej niż potrafią się do tego
przyznać. Uważane za perfekcyjne, nie mogą załamać się z byle powodu, dlatego
najczęściej cierpią w samotności. Szybkim
krokiem przemierzam odbudowane korytarze, kilku nowych stażystów pierzchnie na mój
widok, ale nie dziwi mnie to, zawsze tak reagują – tchórze. Wchodzę do mojego
gabinetu i zamykam się na klucz, nie potrzebuję teraz nikogo. Warga niebezpiecznie
drży, ale trzymam się dzielnie, zakrywam usta dłonią, by żaden dźwięk się z
nich nie wydostał. Z całych sił próbuję się powstrzymać, nie mogę być aż tak
słaba, nie zeżrą mnie wyrzuty sumienia, na wojnie robiłam gorsze rzeczy.
Ogarnia mnie złość, jestem zmęczona ciągłą walką. Podchodzę do biurka i jednym
ruchem zwalam z niego całą stertę papierów, zestaw piór i ramkę ze zdjęciami,
słyszę jak szkło przegrywa z podłogą i rozbija się w drobny mak. Mary Lingwood
żyje, dzięki mnie, uratowałam ją, a jednak czuje się parszywie. Gdzie tu
logika!? Zabiłam śmierciożerce, który próbował stworzyć nową grupę poza
rządową, niosącą terror i zniszczenie. Zabił więcej ludzi niż potrafię zliczyć
i porwał Severusa, a mimo to, mimo tych wszystkich cholernych faktów mam pieprzone
poczucie winy! Na Merlina prawie zabił mi córkę! Dlaczego w takim razie znów
płaczę!? Siadam bezradnie na fotelu, zakrywam twarz dłońmi i szlocham
bezradnie, za świadków mając cztery żałosne ściany pokoju.
– Nie jesteś potworem, Granger
– mówię w końcu na głos, zagryzając do bólu wręcz wargę.
Kilka godzin później, kiedy
uspokoiłam się na tyle, aby móc pokazać się ludziom udaje się do domu, musze
porozmawiać z Draco. W ciagu ostatnich kilku dni nie mieliśmy okazji, bo Harry
z Ronem dosłownie ogłupieli. Zmusili mnie do opowiedzenia tej historii tyle
razy, że gdyby ktoś nagle obudził mnie w środku nocy wyrecytowałabym ją bez
zacięcia. Nakrzyczeli na mnie i to tak
porządnie, że bez słowa wzięłam różdżkę
i wyrzuciłam ich za drzwi zanim zdarzyli chociażby mrugnąć, poczym zaklęciem
zaryglowałam drzwi, aby nikt inny nie mógł wejść. Mieli tupet! Przecież to
oni zawalili i to już kilka miesięcy
temu, gdyby Crouch siedział w Azkabanie nic by się nie stało, a moje życie
byłoby prostsze i na pewno mniej łzawe. Wkładam klucz do zamka, a następnie
przekręcam, witając się z sąsiadką z góry. Wchodzę do domu, zostawiam rzeczy w
salonie i idę do pokoju mojego przyjaciela. Pukam delikatnie i pakuję się do
środka. Draco leży na łóżku, czytając jakiś magazyn naukowy. Jego pokój – bo
tak jest jego czy mi się podoba to czy nie – przemalował na barwy śliz gonów
już pierwszej nocy w nim spędzonej, głośno dając do zrozumienia co myśli o moim
gryfońskim stylu. Z czego słowo „gryfoński” wypowiedział takim tonem, że byłam
pewna iż mleko w lodówce skisło. Myślę, że kilka osób mogłoby się mocno zdziwić
widząc ten mózg w formalinie, który trzyma
na komodzie. Zerka na mnie zza gazety i unosi pytająco brew, nic nie
mówię, tylko kładę się koło niego.
– Bałam się, przez chwilę – mówię
cicho i z trudem. – Wysłałam Cię w bezpieczne miejsce, bo myśl, że mogłoby Ci
się coś stać paraliżowała mnie tak bardzo, że nie mogłam się skupić. A na to
nie wolno mi było pozwolić, dlatego znalazłam sposób. Kiedy jednak wyszedłeś, a
ja skończyłam ją operować i… – obracam się na bok, tak by patrzeć na niego. –
Przyszedł czas by go okłamać, by sfingować jej śmierć, obleciał mnie strach. Księgi,
o których mówiliśmy wcześniej były stare, bardzo stare i mogły okazać się
stekiem kłamstw. No bo pomyśl, jaką trzeba być egocentryczką, by wierzyć, że to
właśnie tobie przytrafiła się miłość opowiadana w legendach. To wszystko mogło
skończyć się gorzej… dużo gorzej – szepczę spuszczając wzrok.
– Wiesz czemu tu zamieszkałem?
– pyta nagle zmieniając temat.
– Bo chciałeś mnie wkurzyć? –
pytam zaskoczona torem naszej rozmowy.
– To swoją drogą – uśmiech się
złośliwie. – Kiedy przyszedłem na pierwsze zabranie Zakonu Feniksa, tuż po
mojej zmianie stron, byłaś pierwszą osobą, która mnie zaakceptowała, do dziś
nie wiem dlaczego, ale spojrzałaś na mnie krytycznie, oceniająco, na twoim
czole pojawiła się zmarszczka, po kilku minutach jednak zniknęła, a ty
uśmiechnęłaś się do mnie szeroko i szczerze, a w oczach miałaś prawdę. Ulżyło
mi, do tej pory nie wiem co takiego we mnie zobaczyłaś i dlaczego wybaczyłaś mi
te wszystkie lata poniżania, ale w tamtej chwili dałaś mi wiarę, której tak
potrzebowałem. Nie zwątpiłaś ani razu, powstrzymywałaś od głupot i pokazałaś
jak walczyć całym sobą. Wepchnąłem Ci się do mieszkania, bo przy tobie mogę być
prawdziwy, bez żadnych masek i pozorów. I akceptujesz mnie takiego. Masz w
sobie coś magicznego, wyciągasz z ludzi dobro, spójrz tylko na to kto odważył
się Cię pokochać. U Ciebie nie ma słowa niemożliwe, dlatego wyszedłem z wtedy z
Sali. Jesteś superbohaterem, nawet jeśli czasem odczuwasz strach lub upadasz, w
ten sposób uczysz się latać – kończy z delikatnym uśmiechem, a mnie w oczach
stają łzy, ale je powstrzymuję i nieśmiało odwzajemniam uśmiech.
– Jesteś moją rodziną Draco,
moim bratem, kocham Cię i potrzebuję. Możesz na mnie liczyć zawsze, bo ja
zawsze mogę liczyć na Ciebie – przytulam się do niego mocno. To prawda, należy
do jednych z najważniejszych ludzi w moim życiu i nie zamierzam się tego
wypierać.
– Porozmawiaj z nim, masz prawo
upaść, ale nie możesz tam zostać, pamiętaj – szepcze w moje włosy. Spinam się,
ale ma rację. Odsuwam się od niego i wstaję, mam już wyjść kiedy zatrzymuję się
w przejściu i obracam głowę do tylu, spoglądając na niego.
– Wiesz co w tobie zobaczyłam?
Bezbronnego i trochę zagubionego chłopca, którego wrzucono na środek oceanu i
powiedziano: płyń. Zobaczyłam siebie samą sprzed paru miesięcy. Wiedziałam już
wtedy, że dokonasz wielkich rzeczy, nie pomyliłam się. Jestem z Ciebie dumna
Draco – zamykam drzwi zanim zdąży zareagować, dość sentymentów, pociągam nosem,
czas na walkę. Wchodzę do kominka i rzucając proszek fiuu, głośno i wyraźnie
mówię:
– Hogwart!
Ląduję bezpośrednio w komnatach
Severusa, tym razem nie czuje się dziwnie, Nie ma żadnej zadry w mojej duszy, brak
obecności osoby nie powołanej. Rozglądam się dookoła, na stoliku leży książka z
zakładka, obok niej filiżanka z niewypitą
herbatą. Na biurku piętrzy się stos pergaminów, niby wszystko jest w porządku, a jednak coś
jest nie na swoim miejscu. Ramka ze zdjęciem stoi na komodzie, nigdy jej tam
nie było. Sprawdzam zegarek, powinien skończyć niedługo lekcje, biorę łyk
zimnej, gorzkiej herbaty, zostawiając na porcelanie odcisk mojej szminki.
Podchodzę do tajemniczego przedmiotu i spoglądam na zdjęcie. Zamieram widząc co
przedstawia, a raczej kogo, to ja w noc balu. To wtedy wszystko się zmieniło,
zyskałam prawa, o których wszystkie mogą tylko marzyć. Siadam na podłodze,
opierając się o dębowe biurko i odchylam głowę do tyłu przymykając oczy. Moja
lekka, kremowa sukienka z wstawkami i skórzana kurtka nie chronią mnie zbytnio
od nieprzyjemnego chłodu, ale jestem zbyt leniwa by rozpalić w kominku. Po co
ja tu przyszłam? A no tak, bo jestem głupią gryfonką, która nigdy nie tchórzy,
a może jestem już zmęczona ciągłym uciekaniem. Moja córka obraca się we wnętrz
mnie kopiąc przy okazji moje żebra, krzywię się lekko.
– Może po prostu jest jej zimno
na tej podłodze i delikatnie sugeruje, abyś wstała – karcący głos dobiega z
prawej strony, czyli z okolicy drzwi.
– Jeżeli to była delikatna
sugestia, to zdecydowanie wyczucie ma po tobie – unoszę kpiąco kącik ust, ale
po chwili wzdycham ciężko i niezdarnie próbuję się podnieść. Warto napomknąć,
że łatwe to nie jest. Niespodziewanie koło mojej głowy pojawia się dłoń, spoglądam
w górę i nie mam wyboru, sama nigdy nie wstanę, łapię więc jego rękę, a on
chwyta ją mocno i podnosi.
– Zdecydowanie lepiej, aby
miała po mnie urok osobisty niż wygląd – kpi. – Cóż to się stało, że moja droga
małżonka postanowiła mnie odwiedzić? W ciągu ostach trzech dni skuteczne mnie
unikałaś – podchodzi do stoliczka i rzuca mi piorunujące spojrzenie zaważając
plamę na filiżance, och Merlin mi świadkiem jak bardzo tego nie znosi.
Uśmiecham się uroczo.
– Przepraszam, nie powinnam
była rzucać Tobą o ścianę. Byłam wściekła i tylko to mogło złagodzić poczucie
zdrady, jednakże moje zachowanie było karygodne – mówię spokojnie i szczerze,
patrząc mu prosto w te hipnotyzujące, ciemne oczy. Skinął głowa w wyrazie
zrozumienia, po czym usiadł i wyczarował dwie nowe herbaty.
– To ja… – zawahał się,
przygotowałam się na coś co często się nie zdarza. – Przepraszam. Twoja reakcja
była właściwa , choć mogłaś użyć trochę mniej mocy. Prawie zostawiłem swój
odcisk w ścianie – rzekł swoim zwyczajnym zrzędliwym tonem, którego używał na
lekcjach. Zachichotałam cicho z jego żartu, który miał zamaskować przeprosiny.
Pozwolę mu na to.
– Przynajmniej już zawsze
straszyłbyś biednych uczniów, to była wręcz przysługa – uśmiecham się słodko.
– Znam Cię, wiem, że łatwo nie
odpuszczasz. Powinienem spodziewać się takiego ruchu, a jednak zaskoczyłaś
mnie, jak zawsze. Gdybym tylko był czujniejszy nie poszłabyś do szpitala.
Zaciągnąłbym Cię tu z powrotem i
siedziałabyś, aż bym Ci wszystko wytłumaczył. To moja wina, wszystko co przeszłaś,
co przeszłyście – spogląda na mój brzuch – Jest moją winą. Przyrzekałem Cię
chronić, trwać przy Tobie i być Ci wiernym. Musisz uwierzyć na słowo, że nie
byłem świadomy swoich czynów, nie wiedziałem, że łamię daną obietnicę. Ta noc,
pamiętna noc balu przywróciła mi nadzieję, dostałem szansę na odrobinę
normalności, przecież gdzieś tam wgłębi tego pragnąłem, choć nie przyznałbym
się do tego nawet w trakcie tortur. Spieprzyłem wszystko w wręcz szokującym
czasie – kończy gorzko. Choć ta wypowiedź jest trochę nieskładna, a na pewno
niezdarna, to dociera tam gdzie powinna. Oddech mam przyśpieszony, coś kuje
mnie w klatce. Mam dość tego jak daleko od siebie jesteśmy, chcę go poczuć, o
Merlinie, rozpaczliwie potrzebuję zapewnić go, że nigdzie nie idę. Wstaję i bez
najmniejszego problemu czy skrępowania siadam okrakiem na jego kolanach, kładę
ręce na jego barkach, a dłonie zatapiam we włosach. Opieram czoło o jego,
wdycham najpiękniejszy zapach na świecie.
– Severusie ostatnie kilka
miesięcy było jedną, wielką harówką. I jestem zmęczona czekaniem, uciekaniem,
walką, huśtawką emocjonalną. Mam tego po wyżej czubka głowy i więcej. Uważasz,
że wszystko zepsułeś, a jednak tu jestem. Gotowa rozpocząć nowy rozdział jako
twoja żona – przełykam z trudem ślinę, oczy szczypią mnie od nie wylanych łez.
– To bardzo trudne, nie do końca pojmuję co się stało. Pogubiłam się, upadłam i
bardzo długo leżałam w błocie własnych problemów. Nadzieja, na którą sobie
pozwoliłam po tym kiedy wzięliśmy ślub, prawie mnie zabiła. Tak ciężko było mi
na Ciebie patrzeć, kiedy jedyne na co miałam ochotę to z całej siły trzepnąć się
w ten zakłuty łeb. Widok tej kobiety całującej Cię, przelał czarę goryczy. W
tamtym momencie mówiłam prawdę, chciałam odejść, a przyrzekałam, że nigdy tego
nie zrobię. Mimo wszystko byłam zdeterminowana, decyzja została podjęta. – Pierwsze
krople spływają po moich policzkach. Zagryzam wargi do bólu, jednak nie na
długo. Kładzie swoją dłoń na mojej twarzy i delikatnie wyswobadza ją kciukiem.
– Poddałam się, więc nie tylko ty złamałeś obietnice, jesteśmy tak samo winni.
– Może na tym to polega, może
tym jest małżeństwo. Ciągłą walką ze sobą, z pokusami. Robimy to pierwszy raz, jesteśmy
jedną z najmądrzejszych par na świecie, a całkowicie oblewamy ten cały
uczuciowy szajs – szepcze wprost w moje usta. Nie potrafię się powstrzymać,
przywieram mocno do jego warg. Oh! Bogowie, jak mi tego brakowało. Toczymy walkę
o dominację, miłość i magia splatają się w ciasnym uścisku. Budzi się we mnie
pożądanie, dociera do najgłębszej części.
– Koniec z uciekaniem? – dyszę
kiedy się od siebie odrywamy.
– To koniec, Granger –
wypowiada, te cholerne słowa, od których wszystko się zaczęło.
– Stęskniłam się za Tobą –
uśmiecham się figlarnie.
– Brakowało mi śladu Twojej
szminki na mojej filiżance – jego baryton tuż przy moim uchu sprawia, że
wariuję. Niech mi tylko ktoś powie, że Severus Snape nie jest romantyczny.
Wstaje ze mną w ramionach, choć jestem bardzo ciężka, mam teraz nadbagaż, lecz jemu
nie sprawia to trudności, zamyka nogą drzwi sypialni.
Nie zawsze będzie prosto, nie
oczekuję życia bez problemów i zmartwień, bo wbrew pozorom to one czynią nas
silnymi. Jeśli tylko będziemy razem, staniemy się niezniszczalni. I w końcu
znalazłam odwagę, by w to uwierzyć…
~~*~~
Cześć
pamiętacie mnie jeszcze?
Boże
nie mam pojęcia jak was przepraszać. Miałam taki nawał wszystkiego, że nie
dawałam sobie z niczym rady. Kończył się to płaczem z bezsilności, a wasze
pytania o nowy rozdział łamały moje serce. Trudno pisało mi się ten epilog,
szczególnie ostatnią scenę. Nie wiem może podświadomie wcale nie chciałam tego
kończyć, tak czy inaczej, to najdłuższy post jaki wstawiam, lecz nie ostatni,
ponieważ obiecałam Wam bonus - opis nocy podczas balu. Mam nadzieję, że
Was nie zawiodłam takim końcem. Bardzo Wam dziękuję za cierpliwość i wszystkie
komentarze jakie mi podarowaliście, to była prawdziwa przyjemność móc podarować
Wam moją wersję historii Severusa i Hermiony. Pytanie jednak brzmi, czy
chcielibyście przeczytać coś jeszcze mojego autorstwa? Proszę jak zawsze o
szczerość.
Cornelia Grey
P.S. Jak zwykle pełno literówek.
Co do tego zakończenia, to gdzieś tam czułam ze to tak sie skończy... Mimo to odczuwam lekki smutek ze nie skończyło sie to inaczej. Można powiedzieć ze jestem fanką smutnych zakończeń. :p Ale i tak uważam ze warto było czekać na ten tak długo wyczekiwany koniec. Mam nadzieje ze napiszesz jeszcze jakieś Sevmione, bo tylko je toleruje i czytam na skalę przemysłową :).
OdpowiedzUsuńCzekam na rozdział opowiadający o balu, i mam nadzieje ze niedługo sie spotkamy. Może i na nowym opowiadaniu? Nic więcej nie mam do dodania, więc...
Pozdrawiam i niech wena będzie z tobą.
Super! Doczekalam się! ;3 Czekam na kolejne sevmione! Opowiadanie bardzo mi się podoba,cieszy mnie zakończenie bo za bardzo smutnych nie lubię ;) życzę ci dużo weny! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń-Darietta
Powiem tylko jedno FANTASTYCZNE
OdpowiedzUsuńKocham Ciebie za takie cudowne opowiadanie. Ile ja mogłam się oczekać na kontynuację a potem płakać ze szczęścia i się wkurzać gdy coś mi nie pasowało. Wyszło Ci cudownie...
OdpowiedzUsuńZ WIELKĄ chęcią przeczytałam jeszcze coś co wyszłoby spod twojej ręki.
Świetny epilog, a cała historia była cudowna ^^
OdpowiedzUsuńZ chęcią i przyjemnością przeczytam wszystko co napiszesz.
Pozdrawiam
~gwiazdeczka
Cała historia cudna 😘💖 i z chęcią jeszcze coś przeczytam twojego autorstwa 😊
OdpowiedzUsuńWow! Po ostatnim rozdziale spodziewałam się raczej niezbyt optymistycznego zakończenia, a tu taka niespodzianka. Fajny pomysł z tą filiżanką. I ta wzmianka o skisłym mleku, hahah. Nie wiem, lubię zwracać uwagę na takie detale (btw ten mózg w pokoju Draco - padłam). Cóż, w takim razie będę pilnie czekać na rozdział z balem i (mam nadzieję) informację o nowym opowiadaniu. Szczególnie ucieszyłabym się znów z jakiegoś Sevmione ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDokładnie takiego zakończenia się spodziewałam i nie mogło być inaczej! :D
OdpowiedzUsuńCieszę się i smucę jedocześne. Cieszę, bo było pięknie, smucę, bo to już koniec :<
No jak nie jak tak? :O Ty się nie pytaj tylko pisz haha :D Weny ;)
OdpowiedzUsuńO rany. Nie wiem, czy ktoś to jeszcze przeczyta, ale mam nadzieję, że autorka. Chciałam troszkę wyrazić swojej opinii na temat opowiadania. Opowiadanie było całkiem miłe, nie trzeba było się mocno skupić, takie przyjemny zapełniacz czasu w jeden wieczór. Co do wad; bardzo, bardzo, bardzo ciężko się to czyta. Dialogi są niezbyt naturalne i trochę rozwleczone, monologi wypadają fałszywie. Często pojawiają się jako wstępy dziwne rozważania? które mało wnoszą do opowiadania. No i coś, co dla mnie jest kuriozalne: ten blog jest teoretycznie o Hermionie Granger, być może o jej romansie ze Snapem. Ale tu w ogóle nie ma jego postaci! Pojawia się na początku i końcu, a środek jest przeplatany jakimiś historyjkami o postaciach niby pobocznych typu Harry czy Draco ale o matko! dawno tak nie wkurzali mnie absolutnie wszyscy! Nikt tutaj nie jest chociażby zjadliwy, a jednak uwielbiam książkowego Harry'ego czy Hermionę. Wątki medyczne są dla mnie straszliwie nużące (i sposób traktowania rezydentów przez Hermionę, to że lubiła ich męczyć - co?! Hermiona, ta sama empatyczna osoba w książkach? Rozumiem, że miałaś swoją wizję, ale ona jest absolutnie odpychająca). Może dlatego zwracam na to uwagę, bo sama studiuję kierunek związany z medycyną i sposób traktowania pacjentów, ich prywatności i udzielania informacji... No... Dobra, może w magicznym świecie tak jest. Podsumowując, życzę kolejnych opowiadań lepszych od tego i rozwijania się. Nie chcę, żebyś traktowała tę opinię jako hejt, tylko zwracam uwagę na błędy, które można i - jeżeli chcesz się rozwijać - poprawić. Powodzenia ;)
OdpowiedzUsuńZakręcone, szalone, z mnóstwem literówek i bardzo mugolskim magolecznictwem i uzdrowicielstwem, ale wciągające – dziękuję, to była ciekawa przygoda <3
OdpowiedzUsuń